poniedziałek, 9 czerwca 2014

Rozdział czwarty



Po godzinie chodzenia po sklepach byłam wyczerpana, ale przynajmniej Mark nie denerwował mnie już tak bardzo, jak na początku. W większości sklepów i tak po prostu ignorowałam go i chodziłam sama między półkami, szukając butów, które mogłyby mu się spodobać, podczas gdy on przetrząsał drugą stronę sklepu. Podobał mi się ten układ.
Nie mogłam też powstrzymać się od myśli, że chłopak, którego wcześniej zobaczyłam, pojawi się jeszcze w jakimś sklepie. Nie wiedziałam konkretnie dlaczego tak na to liczyłam. Po prostu byłam ciekawa, kim był. Czy to na pewno jego widziałam w zaułku?
Dokładnie tak, jakby moje myśli zostały wysłuchane przez kogoś na górze, zobaczyłam czarny podkoszulek i ciemne dżinsy w jednej z alejek. Moją pierwszą reakcją było ukrycie się pomiędzy wieszakami, ale już po kilku sekundach uświadomiłam sobie, że zachowuje się jak idiotka i powinnam zachowywać się naturalnie, jeśli nie chcę, żeby wyrzucili mnie ze sklepu za demolowanie wystawy.
Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam przed siebie, przeglądając ciuchy na wieszakach. Nie wiedziałam, co dokładnie zrobię, kiedy zbliżę się do niego wystarczająco, by zobaczyć jego twarz. Może liczyłam na to, że jednak go nie rozpoznam i po prostu stwierdzę, że to tylko niegroźny nieznajomy? Puls podskoczył mi znacząco, kiedy podniosłam głowę znad ubrań i dostrzegłam, że chłopak przygląda mi się nieskrępowany. Był bliżej niż mi się wydawało. Zaledwie trzy metry ode mnie.
Spuściłam wzrok na swoje dłonie trzymające wieszak z klasycznym, czarnym podkoszulkiem, który złapałam w ostatniej chwili. Nawet nie zorientowałam się, że jestem w męskiej sekcji i przeglądam same największe rozmiary. Byłam zbyt speszona, by myśleć.
Mentalnie poczułam, że chłopak zbliża się do mnie. Wzięłam w dłonie materiał podkoszulka, żeby kontynuować odgrywanie roli zaangażowanej zakupoholiczki, ale kiedy zobaczyłam, że ktoś staje po drugiej stronie stojaka z ubraniami, zamarłam.
Powoli podniosłam głowę, by spotkać jego ciemne, prawie czarne oczy.
Jego spojrzenie powinno wywołać u mnie ciarki. Wiem, że powinno, bo czułam podświadomie, że takie są jego intencje. Jednak zamiast strachu i niepewności odpowiedziałam chłopakowi tym samym. Nie wiem skąd wzięłam w sobie siłę, by to zrobić. Wiedziałam, że gdyby to była normalna, codzienna sytuacja byłabym przerażona, ale atmosfera, którą otaczał się chłopak była kompletnie inna od wszystkiego, co kiedykolwiek doświadczyłam.
Był niesamowicie przystojny. To muszę przyznać. Miał wyraźnie zarysowaną linię żuchwy, wystające kości policzkowe i ciemnozielone oczy. Zawsze podobał mi się ten kolor. Do tego był wysoki i szczupły, a na jego szyi i ramionach widoczne były kolorowe tatuaże. Moją uwagę najbardziej przyciągnął jednak srebrny kolczyk w jego dolnej wardze. Jak by to było pocałować kogoś z kolczykiem w wardze? Czy czuć wtedy różnice? Boże. Powinnam się uspokoić.
Jego wygląd nie miał jednak nic wspólnego z dziwnym przeczuciem, że coś jest nie w porządku.
- Śledzisz mnie? – Pytanie wyrwało się z moich ust zanim zdążyłam je przemyśleć.
- Chciałem spytać dokładnie o to samo. – Miał wyraźny północny akcent. Od razu go rozpoznałam, bo wychowałam się wśród ludzi mówiących w ten sposób. Wzrok i ton jego głosu był chłodny i nieprzyjazny. – My się znamy?
- Chciałam spytać dokładnie o to samo – prychnęłam pod nosem, używając jego własnych słów. Przez sekundę spodziewałam się, że kąciki jego ust uniosą się delikatnie w rozbawieniu, ale po chwili uświadomiłam sobie, że chłopak nie ma zamiaru się uśmiechnąć. Wciąż jednak wpatrywał się we mnie intensywnie.
Nie mogłam się powstrzymać i odwróciłam spojrzenie od jego oczu i zerknęłam na obraz dużej, czerwonej róży na środku jego szyi. To musiało bardzo boleć. Prawie się skrzywiłam na samą myśl o tym, że ktoś mógłby zbliżyć igłę tak blisko mojej tętnicy.
- Czym jesteś? – Ponownie zadał to pytanie dokładnie w taki sam sposób, jak zrobił to wczoraj. Ściągnęłam brwi w gniewie.
- No wiesz co?! – prychnęłam z urazą.
- Dobrze wiesz co mam na myśli – warknął, przekręcając oczami.
- Nie. Właściwie to nie mam pojęcia, co masz na myśli – odpowiedziałam mu, starając się z całych sił, żeby nie podnieść głosu.
- Nie mogę zobaczyć, czym jesteś… - powiedział, wpatrując się z jeszcze większą intensywnością w moje oczy. Spróbowałam zrobić to samo z nim, ale moja odwaga miała pewne granice. – Więc co próbujesz ukryć?
- O co ci chodzi? – Zaczęłam poważnie zastanawiać się nad tym, czy przypadkiem nie wciągnęłam się w rozmowę ze zbiegiem z domu dla niepełnosprawnych umysłowo. – Jestem człowiekiem – prychnęłam gniewnie, chociaż nerwowość w moim głosie była dość łatwo dosłyszalna.
- W takim razie jak wytłumaczysz mi to – powiedział i złapał mnie niespodziewanie za nadgarstek. Wszystko nagle zamarło wokół mnie. Światło zgasło na kilka sekund, odgłosy muzyki, rozmów, typowego dla sklepów hałasu ucichły. A następnie poczułam prąd przechodzący przez palce chłopaka pod moją skórę. Poczułam to w żyłach, w mięśniach…
Wyrwałam rękę z jego uścisku, oddychając szybko i rozglądając się w panice wokoło. Kilka osób przechodziło obok, trzymając w rękach kilka rzeczy do przymierzenia, ale nikt nie zwracał uwagi na to, co się przed chwilą wydarzyło. Zaraz. Czy to się naprawdę wydarzyło? Czy ja już wariuję?
- Jas! – Wołanie Marka wyrwało mnie ze stanu totalnego oszołomienia. Nie byłam specjalnie ucieszona, słysząc go, ale też nie narzekałam, kiedy sprowadził mnie na ziemię. Widziałam jak obchodził stojaki pełne ubrań, by do mnie dotrzeć. Odwróciłam się szybko w stronę chłopaka w czerni, ale on już odchodził w przeciwną stronę.
- Czekaj! – krzyknęłam za nim. Nawet się nie odwrócił. – Co to było?!
Zniknął między ubraniami zanim zdążyłam nawet ruszyć się ze swojego miejsca. Mark stanął koło mnie sekundę później.
- Kto to był? – zapytał, podążając za moim wzrokiem, który próbował wyśledzić nieznajomego wśród ludzi w sklepie.
- A skąd mam wiedzieć – warknęłam i odwróciłam się na pięcie, wychodząc ze sklepu. Nie obchodziło mnie, czy Mark pójdzie za mną, czy może obrazi się i zostawi mnie tutaj samą. Szczerze, to chciałam być sama od kiedy tylko zobaczyłam go pod centrum handlowym i nawet nieszczególnie próbowałam to ukryć przez cały ten czas.
- Dokąd idziesz? – A jednak poszedł za mną.
- Do domu.
- Ale co się stało? – Mark próbował nadążyć za mną, chociaż narzuciłam dość mordercze tempo. Chodzenie po schodach jednak się opłaciło. Przynajmniej nie musiałam narzekać na swoją kondycję. – Jas? Hej, co się stało? Poczekaj!
Złapał mój nadgarstek i zanim zdążyłam pomyśleć o tym, co robię, wyrwałam go szybko z jego uścisku i zatrzymałam się, stając z Markiem twarzą w twarz. Jego dotyk był tak odmienny od dotyku Chłopaka w Czerni, że to uczucie naprawdę mnie przeraziło. Musiałam przypomnieć sobie, że wciąż muszę oddychać.
- Dlaczego tak nagle uciekłaś? Zrobiłem coś nie tak? – W jego oczach widziałam niepewność, kiedy przyglądał się mojej twarzy. Wciąż nie mogłam opanować swojego oddechu.
- Tak. Co? Nie! Nie zrobiłeś nic złego. Boże, Mark, nie wszystko się kręci wokół ciebie! – krzyknęłam, chociaż było to kompletnie niepotrzebne. Dlaczego w ogóle mu to mówiłam? Przecież on naprawdę nic mi nie zrobił, po prostu był sobą. Byłam tak zła, że mogłabym teraz wykrzyczeć cokolwiek, byleby odrobinę ulżyć swoim zszarganym nerwom.
Zmarszczył brwi i pochylił lekko głowę do przodu, kiedy próbował wybadać, co we mnie wstąpiło. Wydałam z siebie jakiś nieartykułowany dźwięk i ponownie ruszyłam w stronę wyjścia, mając nadzieję, że chłopak nie podąży za mną.
Tym razem naprawdę dał mi spokój i nie próbował mnie zatrzymywać. Czułam jak jeszcze chwilę idzie za mną, a potem zwolnił i szybko został w tyle, wciągnięty przez tłum ludzi w centrum handlowym. Odetchnęłam z ulgą, kiedy w końcu dotarłam na świeże powietrze.
Nie wiedziałam dokąd iść. Coś podpowiadało mi, że nie powinnam teraz zostawać sama ze swoimi myślami, ale też nie chciałam wracać do domu, by zmierzyć się z Sophie. Ona od razu rozpoznałaby, że coś jest nie tak, a jak mogłam jej wytłumaczyć wszystko, co wydarzyło się w sklepie? Przecież to było kompletne szaleństwo!
Ruszyłam przed siebie, decydując, że jeśli wystarczająco długo będę szła w jednym kierunku, na pewno znajdę jakiś punkt, w którym będę mogła się zatrzymać i uspokoić. Nagle jednak doświadczyłam pewnego dejavu. Nie chodziło o nic, co mnie otaczało, a raczej o moją głowę. O szepty, które słyszałam wczorajszej nocy i wzięłam je za zwykły objaw przemęczenia. Ot, rzecz, którą tworzy twój umysł, gdy chcę cię dobić. Ponownie zabrzmiały, gdy mijałam główną ulicę i kierowałam się w stronę wąskiej uliczki pełnej małych sklepików i kawiarenek. To wciąż było centrum Londynu, jednak mniej zatłoczone, bo niewielu turystów wiedziało o tym miejscu. Pomyślałam, że może szum samochodów i przechodniów bawi się z moją chorą wyobraźnią i tworzy złudzenie szeptów.
Przecież normalni ludzie nie słyszą na co dzień żadnych szeptów…
Przycisnęłam na chwilę dłonie do uszu, jak gdyby to mogło mi pomóc, ale jedynie przeraziłam się bardziej, kiedy uświadomiłam sobie, że szepty nie ustają, ani nie cichną. Są równie wyraźne i przerażające, jakby rozbrzmiewały wewnątrz mojej głowy. Nagle odsunęłam dłonie i poczułam, jak oblewa mnie zimny pot. Tak przerażona nie byłam jeszcze nigdy w swoim życiu. Nawet biorąc pod uwagę ostatnie zdarzenia.
Ktoś mnie obserwował.
Nie widziałam tego, ale czułam na sobie czyjeś spojrzenie. Mogłam wręcz przysiąc, że czuję czyjąś obecność dosłownie kilka metrów ode mnie. Rozejrzałam się, ale poza dwiema starszymi kobietami niosącymi siatki z zakupami, na ulicy nie widać było żadnych przechodniów. Zajrzałam na wystawę najbliższego sklepu. Pomyślałam, że może ktoś z klientów zaczął mi się przyglądać. Ale praktycznie wszystkie sklepy były o tej porze puste. Nic dziwnego, nie nadeszła jeszcze nawet pora lunchu.
Zaczęłam iść powoli, stawiając ostrożnie każdy krok i czekając aż surrealistyczne uczucie odejdzie, uwalniając moje mięśnie. Byłam tak przerażona, że już prawie wcale nie skupiałam swojej uwagi na szeptach, które wciąż rozbrzmiewały w mojej głowie, ale teraz strącone były na drugi plan. Ważniejsze było moje bezpieczeństwo.
Kiedy zadzwonił mój telefon dosłownie podskoczyłam ze strachu. Chyba również krzyknęłam, bo starsze kobiety z zakupami odwróciły się w moją stronę, rzucając mi ciekawskie spojrzenia. Musiałam wyglądać naprawdę żałośnie. Przez chwilę przeszło mi przez myśl, że to moja kara za traktowanie Marka jak worka treningowego na moje emocje.
Jim dzwonił. Nie spodziewałam się telefonu od niego, więc szybko odebrałam, mając nadzieję, że nic mu się nie stało.
- Hej, Jim.
- Cześć. Jas, co ty wyprawiasz? – Brzmiał, jakby podejrzewał mnie o czarną magię. Nie znałam powodu jego zachowania, ale w tamtej chwili nie byłam nawet zdolna do zastanowienia się nad tym. – Siedzę w Starbuck’sie po twojej prawej. Widzisz mnie?
Obejrzałam się w prawo i zobaczyłam Jima przy stoliku obok okna w małej kawiarni. Uczucie, że ktoś mnie obserwuje zelżało. Odetchnęłam z ulgą.
- Wyglądasz, jakby ktoś cię ścigał.
Może ściga? – przeszło mi przez myśl, ale zachowałam to dla siebie.
- Po prostu ostatnio dużo się dzieję – wytłumaczyłam się szybko, idąc w kierunku kawiarni.
- Co ty nie powiesz… – mruknął Jim z sarkazmem. Domyślałam się, że dla niego ostatnie dwadzieścia cztery godziny były równie intensywne co dla mnie.
Weszłam do środka kawiarni, czując przyjemny zapach kawy i ciasta czekoladowego. Jim siedział, trzymając w dłoniach kubek orzechowego macchiato, na kolanach rozłożoną miał dzisiejszą gazetę. Zerknęłam na pierwszą stronę, ale były na niej tylko jakieś drobne wzmianki o zmianach w parlamencie. Nie bardzo interesowała mnie polityka.
- Nie spodziewałem się ciebie tutaj spotkać – powiedział, poklepując zachęcająco miejsce obok siebie. Usiadłam z nerwowym uśmiechem na ustach i spojrzałam na swoje palce. Miałam ochotę powiedzieć mu o wszystkim, ale bałam się, że weźmie mnie za wariatkę.
- Tylko przechodziłam. – Wzruszyłam ramionami. – Chciałam pójść na krótki spacer, ale zawędrowałam dalej niż planowałam.
- Wyglądałaś na naprawdę przerażoną, tam na zewnątrz. – Jim wskazał głową ulicę po drugiej stronie szyby i upił łyk kawy. Zaczęłam rozważać kupienie jednej dla siebie.
- Naprawdę? – Próbowałam zaśmiać się, ale wyszło z tego bardziej nerwowe szczeknięcie. – Ja… wydawało mi się, że coś słyszę…
Miałam ochotę stuknąć się w czoło po wypowiedzeniu tych słów. Mogłam najzwyczajniej w świecie zostawić tę sprawę, ale nie…! Musiałam dodać coś, co wkopało mnie w gorsze kłopoty.
- Coś słyszysz? Co takiego? – Tak, jak się spodziewałam, Jim od razu się zainteresował. Prawdopodobnie robił to z uprzejmości, ale i tak wolałabym, żeby po prostu mnie zignorował. Kiedy długo wahałam się przed odpowiedzią, wygiął usta w delikatnym uśmiechu i posłał mi współczujące spojrzenie. – Wciąż myślisz, o tym, co się stało?
Popatrzyłam na niego z szokiem wypisanym na twarzy. Skąd wiedział?
- Spokojnie, ja też nie mogę przestać o tym myśleć. Zastanawiam się, kim byli ci ludzie. Dlaczego bili się z tamtym gościem. Dlaczego nic nam nie zrobili… Nie żebym narzekał! Po prostu to było… dziwne. – Zerknął na mnie, szukając wsparcia, więc pokiwałam głową. Wiedziałam przez co przechodzi. – A dzisiaj z rana nawet… Ech, nieważne.
Zaśmiał się, machając dłonią. Zmarszczyłam brwi z zaciekawieniem.
- Co? Jim, co się stało dzisiaj z rana? – pochyliłam się nad nim, oczekując odpowiedzi. Czy on też słyszał jakieś szepty? A może spotkał tego Chłopaka w Czerni?
- To głupie, naprawdę. – Próbował zbagatelizować sprawę.
- Okay, możesz mi powiedzieć. Nie będę się śmiała – zapewniłam go, zachowując śmiertelnie poważny wyraz twarzy.
- No… - zawahał się. – Po prostu dzisiaj z rana, kiedy wracałem do swojego domu… Wiem, że to strasznie głupie, ale… Mój cień, jak gdyby… zaczął się ruszać.
Odsunęłam się odrobinę, ponownie marszcząc brwi. Jego cień się ruszał?
- Czy to nie to, co zazwyczaj robią cienie? Ruszają się, kiedy ty się ruszasz? – zapytałam, nie do końca rozumiejąc, o co mu chodzi.
- Właśnie w tym rzecz, że nie ruszałem się. To znaczy… - poprawił siebie szybko – nie ruszałem się tak samo jak cień. On tak jakby skradał się. Garbił… Wiesz, co mam na myśli?
Pokręciłam głową. Chciałam być wyrozumiała, szczególnie po tym wszystkim, co sama przeszłam, ale ruszające się cienie?
- Może po prostu światło padło pod innym kontem?
Jim wyglądał na zrezygnowanego.
- Tak, pewnie masz rację – westchnął, wzruszając ramionami. Naprawdę go to zdołowało. – Pewnie myślisz, że zwariowałem.
Popatrzył na mnie z rozbawieniem i niepewnością w oczach, jak gdyby obawiał się mojej opinii. Pokręciłam szybko głową, zaprzeczając. Może ruszające się cienie były dość szalone, ale nigdy nie nazwałabym Jima wariatem. Nie wydawało mi się, żeby nim był, w każdym bądź razie…
- Szczerze – zaczęłam, zbierając się na odwagę, by wyznać mu wszystko, co mnie męczyło. – To ze mną też dzieją się dziwne rzeczy.
Podniósł brwi, zachęcając mnie do mówienia. Powiedziałam mu o szeptach i uczuciu osaczenia. Jak gdyby ktoś ciągle mnie obserwował.
- Myślałam nawet, że może to przez tego chłopaka… No wiesz, tego, który leżał na ulicy. Dzisiaj w sklepie wszystko było w porządku, dopóki go nie zobaczyłam…
- Zaraz! – przerwał mi Jim, odstawiając na stolik pusty kubek po kawie. – Widziałaś go dzisiaj?!
- Tak. Rozmawiałam z nim nawet przez chwilę. Chciałam wiedzieć kim jest, ale skończyło się na tym, że żadne z nas nie odpowiedziało na żadne z pytań. Jest strasznie chamski…
- Nie mogę uwierzyć, że udało ci się go spotkać ponownie… - wyszeptał Jim pod nosem, patrząc się w przestrzeń i osuwając niżej na swoim siedzeniu. – Jak wyglądał… z bliska?
Jim brzmiał na szczerze zainteresowanego. Nie obchodziło go już nawet, że oboje jawnie wykazujemy problemy z naszą psychiką.
- No cóż… - zawahałam się, zbita z tropu przez jego pytanie. – Jest przystojny. Chyba… Strasznie wysoki i chudy. Ma kręcone włosy, zielone oczy. Co chcesz wiedzieć konkretnie?
Miałam ochotę zacząć wywód na temat tatuaży i kolczyka w ustach Chłopaka w Czerni, ale poczułam, że mogłabym zacząć za bardzo go komplementować, a na to nie zasługiwał. Nie po tym, jak się do mnie odzywał.
- Brzmi całkiem fajnie. To znaczy! Boże, nie miałem tego na myśli!
Tak. Miałeś. – Miałam ochotę zaśmiać się z tego, jak niezręcznie wyglądał, starając się tłumaczyć, ale nie chciałam, by poczuł się jeszcze bardziej zawstydzony. Całkiem zabawnie było patrzeć, jak na chwilę traci swoją maskę. To znaczy. Wiedziałam, że jest gejem, od chwili, kiedy go zobaczyłam, ale szczerze powiedziawszy, Jim nie dał mi aż tylu dowodów, by potwierdzić moją teorię. Poza kilkoma faktami, które praktycznie sobie wmówiłam.
- Jak tam twoja siostra? Nie miała nic przeciwko, kiedy nie wróciłeś na noc? – spróbowałam zmienić temat. Ulga na jego twarzy, sprawiła, że mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Spała, kiedy wróciłem. Chyba nawet nie zauważyła, że mnie nie było – zaśmiał się. Rozmowa zeszła na luźniejsze tematy i po chwili oboje już nie pamiętaliśmy, od czego rozpoczęło się nasze spotkanie.
Po zjedzeniu pączków i wypiciu jednej kawy postanowiliśmy przejść się na spacer na Trafalgar Square, jednak w drodze na plac mój telefon zaczął wibrować mi w kieszeni dżinsów. Dzwoniła Sophie.

___________________

Jakie imię pasuję wam do Tajemniczego Chłopaka?

8 komentarzy:

  1. Cudowny rozdział ;) No nie wiem... może Alex ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak Alex pasuje :D nie mogę się już doczekać dalszych wydarzeń

    OdpowiedzUsuń
  3. Alex słabe... może Damon? Albo Jared?

    OdpowiedzUsuń
  4. Yay, aż przeszły mnie ciarki, gdy ponownie zaczęła słyszeć jakieś głosy. Polubiłam też Jima, wydaje się być całkiem w porządku, choć kto wie.
    Do naszego przystojnego chłopaka? Nie wiem, ale nie postawiałabym na jakieś proste imię, a może jednak? :o

    OdpowiedzUsuń
  5. Damon to genialne. Idelanie pasuje. Zajebisy blog. Czekam z niecierpliwością na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Breaden, tak zdecydowanie Breaden.
    Jim jest moim mistrzem, a Jes. - trochę mnie zdenerwowała byciem niemiłą dla Marka, ale chyba się nie dziwię. Tajemniczy Chłopak jest dość... Przerażający.

    OdpowiedzUsuń
  7. Damon kojarzy mi się typowo z Pamiętnikami Wampirów i nie mogę sobie wyobrazić nikogo innego o tym imieniu. Na sam jego dzwięk widzę Damona Salvatore. Alex jest spoko, Jared też pasuje. Ja lubię też takie bardziej tradycyjne np. Johnny albo Tom albo Daniel. Choć pewnie do takie tajemniczego charakteru wybierzesz coś bardziej cool.
    W ogóle to super blog! Kolejny zresztą! Masz mega talent. Uwielbiam czytać to co piszesz. Człowiek czyta z zainteresowaniem, nie zmusza się do tego i nie zapomina w środku tekstu o czym w ogóle czyta. Po prostu super! Tym blogiem w ogóle stuprocentowo trafiłaś w mój gust. Uwieeeelbiam takie rzeczy! Czekam na nowy rodział! Pozdrawiam, Agnes

    OdpowiedzUsuń
  8. To jest to! W końcu znalazłam czas i zostaje tutaj. Jestem twoją wielką fanką! :D Ostatnio miałam okazje czytać, coś co zapowiadało się interesująco, ale po trzecim rozdziale wysiadłam. Twoje opowiadanie jest lekiem i pobudza wiarę, że istnieją ludzie, którzy piszą naprawdę.
    A imię dla tajemniczego chłopaka powinno być tajemnicze?
    W wolnej chwili zapraszam do mojego małego świata pisarskiego - http://w-ich-swiecie-marzen.blogspot.com
    :)

    OdpowiedzUsuń