- Jak niby mam się dostać do
świata Stróży? Nie jestem jednym z was… - powiedziałam, patrząc się na Jamesa
podejrzliwie.
- Dlatego tu jestem. – Widziałam
irytację na jego twarzy i z całej siły starałam się ją ignorować. – Mam cię
zaprowadzić do Rady Czterech. Muszą zadać ci kilka pytań.
- Mi? Po co? – Nic z tego nie
rozumiałam, a James nie wyglądał na kogoś, kto z chęcią mógł mi to wytłumaczyć.
Poddałam się. – Nie ważne. Jak się tam dostaniemy?
- Tak, jak dostają się tam
wszyscy Stróże – pójdziemy. Jest tylko jeden warunek. Musisz trzymać się blisko
mnie. – James popatrzył się na mnie z powagą. Nie wiedziałam, w czym problem. –
Nie jesteś Stróżem, więc nie mam pojęcia gdzie wylądujesz, jeśli nagle stracimy
kontakt fizyczny ze sobą podczas pobytu w innym świecie. Lepiej mnie nie
puszczaj, rozumiesz? Nawet na sekundę.
- Okay. Jezu. Nie jestem
upośledzona… - Przekręciłam oczami. James wyciągnął dłoń w moją stronę, a ja
powoli złapałam ją. Od razu poczułam strumień energii przechodzący przez skórę
do mojego krwioobiegu. Jednocześnie wszystkie barwy wokół nas przyciemniały, a
świat okrył się w chłodnych kolorach. Mimowolnie się wzdrygnęłam, kiedy palce
Jamesa splotły się z moimi. Czułam się niezręcznie, trzymając go za rękę.
- Teraz trzymaj tempo, nie będę
przez ciebie zwalniał – mruknął pod nosem i ruszył przed siebie, ciągnąc mnie
za sobą.
Lata chodzenia po schodach i
omijania środków publicznego transportu szerokim łukiem w końcu się opłaciły,
bo James narzucił wręcz mordercze tempo. Jednak chodzenie z nim i tak w niczym
nie przypominało chodzenia w pojedynkę. Świat, w którym się poruszaliśmy
wyglądał identycznie jak ten, w którym się wychowałam, ale teraz obrazy ruszały
się znacznie szybciej. Wystarczyło mrugnąć, lub odwrócić na chwilę wzrok, a już
znajdowaliśmy się w kompletnie innym miejscu. W jednej chwili chodziliśmy
ulicami Londynu, w drugiej szliśmy piaszczystą plażą, oświetloną bladym,
niebieskim światłem.
Nagle zorientowałam się, ze
idziemy nieskończenie długą, niebieską pustynią. Z każdej strony otaczał nas
ocean piasku i światła, które było zbyt jaskrawe, by pochodzić od słońca.
Miałam ochotę zatrzymać się na chwilę i podziwiać ten obraz, ale James wydawał
się niewzruszony. Szedł przed siebie bez słowa.
Pustynia zniknęła tak
niespodziewanie, jak się pojawiła, a kiedy mrugnęłam w ułamku milisekundy przed
nami pojawiły się ogromne, mosiężne wrota z postaciami pięknych aniołów
wyrzeźbionymi po bokach. Przypomniałam sobie, co mówił mi James podczas imprezy
w domu Olivera.
Jeśli Stróże tak bardzo nie lubią
być porównywani do Aniołów Stróży, dlaczego stawiają ich wizerunki u bram
swojego świata?
Nie miałam czasu, by zapytać o to
Jamesa, bo już ciągnął mnie w stronę wrót. Wstrzymałam oddech, kiedy zobaczyłam,
że chłopak wcale nie planuje ich otworzyć. Kierował się prosto na nie, jak
gdyby były tylko złudzeniem. Zamknęłam oczy. W momencie, w którym wydawało mi
się, że zderzymy się z metalową powierzchnią, poczułam jak przenikam przez
delikatną powłokę, a kiedy otworzyłam oczy, znajdowałam się w najbardziej
fascynującym miejscu, jakie w życiu widziałam.
Nie mogłam powstrzymać się od
westchnienia z zachwytu i od razu tego pożałowałam, bo poczułam na sobie
zaciekawione spojrzenie Jamesa. Mimowolnie oblałam się rumieńcem.
Staliśmy po środku wielkiej,
szklanej kopuły, której ściany tworzyły miliony luster o różnych ramach i
kształtach. Odwracałam głowę we wszystkie strony, by przyjrzeć się dobrze
każdej z osobna, ale było to dosłownie niemożliwe. Pomieszczenie było jasne i
przestronne, a do tego co chwila przenikały koło nas postacie o rozmazanych
konturach. Nie kojarzyły mi się jednak z Cieniami, ponieważ miały przyjemne,
pastelowe kolory.
- To Stróże w ich naturalnej
formie – wytłumaczył mi James, widząc moje zaciekawienie. – Tak wyglądamy dla
siebie nawzajem.
- Dlaczego teraz widzę je w taki
sposób? – chciałam wiedzieć.
- Bo jesteś w naszym świecie. I
trzymasz mnie za rękę… Widzisz wszystko tak, jak ja to widzę. – James mówił i
rozglądał się po imponującej Sali jednocześnie, jak gdyby czegoś szukał.
- Ale ty wyglądasz tak, jak
wcześniej…
- Już ci mówiłem, że możemy się
dowiedzieć, jak wyglądamy dla jakiegoś człowieka, tylko, jeśli nawiążemy z nim
kontakt fizyczny. Ja już wiem, jak dla ciebie wyglądam – Na dowód swoich słów
James podniósł nasze splecione palce. Prawie zapomniałam, że wciąż trzymałam go
za rękę. – Teraz trzymaj się mnie mocno, bo mogłoby cię stąd wyrzucić dosłownie
wszędzie, gdybyś się mnie puściła.
Przełknęłam ciężko ślinę i
zacieśniłam uścisk. Zastanawiałam się, czy jako Stróż James odczuwa ból w taki
sam sposób jak ludzie, czy może jest na niego bardziej odporny. A może w ogóle
go nie czuje? Było tyle rzeczy, o które chciałam go zapytać, a nie mogłam, bo
wiedziałam, że tylko go to zirytuje.
- To są portale, o których ci
mówiłem – wskazał brodą na lustra wokół nas. – Jesteśmy teraz w centrum świata
Stróży. Stąd możesz się dostać dosłownie wszędzie…
- Mówiłeś, że, żeby się gdzieś
dostać musicie po prostu iść przed siebie – przerwałam mu, zapominając się na
chwilę. Wziął głęboki wdech, by zapanować nad nerwami. Bałam się go w takich
momentach.
- Tak, ale prędzej czy później
musiałabyś przejść przez to miejsce. Tutaj krzyżują się wszystkie drogi.
Kiwnęłam głową, dając mu znak, że
rozumiem.
- Dokąd teraz?
- Rozejrzyj się. Portale, które
mają srebrną, odbijającą powierzchnie są dla ciebie zamknięte i nie możesz
przez nie przejść. Te, które są dostępne mają we framudze coś, jak gdyby
cienką, przezroczystą błonę…
Popatrzyłam na lustra przed nami
i w każdym zobaczyłam swoje odbicie. To pewnie były zamknięte portale. W końcu
dostrzegłam jedno, odmienne lustro, około trzy metry nad ziemią, które bardziej
przypominało mi przejście, ponieważ mogłam przez nie zobaczył wnętrze drugiego
pomieszczenia. Wskazałam je Jamesowi wolną ręką. Miało złotą, ozdobną framugę i
kojarzyło mi się z oknami z renesansowych rezydencji, gdzie każdy detal był
dopracowany do perfekcji.
- Tam idziemy? – zapytałam się
go, a zamiast odpowiedzi otrzymałam gwałtowne pociągnięcie za rękę w kierunku
przejścia. Nie miałam pojęcia, jak James zamierzał się tam dostać. Chciał
polecieć? Wspiąć się po ramach innych portali?
Problem zniknął, kiedy przejście
magicznym sposobem samo zaczęło się do nas przybliżać, kiedy do niego
podchodziliśmy. Jakiś stróż przeszedł dosłownie pod moim nosem i zahamowałam
gwałtownie, żeby się z nim nie zderzyć, kiedy zorientowałam się, że nawet nie
wyczuł mojej obecności. Tak, jakbym była dla niego niewidzialna.
- Stróże nie mogą cię zobaczyć,
kiedy podróżujesz między światami – powiedział James i po raz pierwszy
usłyszałam nutę rozbawienia w jego głosie. Wiedziałam, że śmiał się ze mnie,
ale dźwięk i tak był interesujący. Pierwszy raz doświadczyłam z jego strony
czegoś innego niż gniew, czy irytacja.
- Skąd mogłam to wiedzieć… -
burknęłam pod nosem, widząc, jak Jamesa bawi moja nieporadność. Gdybym nie bała
się, że coś wyrzuci mnie do innej czasoprzestrzeni, już dawno puściłabym jego
rękę i uciekła jak najdalej od niego.
Przy nim czułam się stłamszona.
Jego silna osobowość przyciskała mnie do ziemi i zostawiała proszek z resztek
mojej godności.
Kiedy znaleźliśmy się w nowym
pomieszczeniu, zaniemówiłam.
Sam pokój nie odznaczał się
niczym specjalnym: był podłużny i wysoki, kompletnie nieumeblowany, a ściany
zrobione były z dziwnego materiału, przypominającego bardziej puch, niż cegłę,
czy drewno. Czym odbierało mi mowę, były trzy postacie na końcu pomieszczenia.
Od razu dostrzegłam ich
rozmazane, nieproporcjonalne kontury, więc domyśliłam się, że muszą być
Stróżami, ale oprócz ich niesamowitego wzrostu, posiadały również nietypową
aurę, z którą nigdy wcześniej się nie spotkałam. Aurę respektu i
majestatyczności, która była starsza od wszystkiego, znanego ludzkim zmysłom.
Poczułam, że wraz z energią,
która przepływała do mojego ciała od strony Jamesa, dotarł do moich żył także
szacunek i strach, który poczuł mężczyzna, gdy zobaczył trójkę Stróży.
Zauważyłam, że kiedy utrzymywaliśmy kontakt fizyczny, znacznie łatwiej było mi
odczytywać emocje Jamesa. Jak gdyby jego nastroje i myśli płynęły do mnie
czystym strumieniem neuronów, który zazwyczaj był zablokowany, kiedy się nie
dotykaliśmy.
Ale jeśli to miała być Rada
Czterech, to czy nie brakowało im jednego członka?
- Jasmine – odezwał się najwyższy
ze Stróży. Miał ponad trzy metry wzrostu i roztaczał wokół siebie
jasno-niebieską poświatę. Pozostała dwójką zwróciła się w moją stronę. Chociaż
nie mieli twarzy podobnych do ludzkich, w jakiś sposób wiedziałam, kiedy się na
mnie patrzą.
- Witam – powiedziałam
niezręcznie, przechodząc z nogi na nogę. Nie wiedziałam, jak powinno się witać
z najwyższym organem władczym w świecie, o którym praktycznie nic nie
wiedziałam.
- Czekaliśmy na ciebie. James
pewnie wytłumaczył ci, dlaczego tak bardzo zależało nam na spotkaniu z tobą –
powiedział jasnoniebieski Stróż, a ja zrobiłam zagubioną minę, błądząc wzrokiem
od członka Rady do Jamesa. – Nie?
- Nie było na to czasu.
Zaatakował ją Cień… - wytłumaczył się James. Czułam, jak Stróż posyła mu
karcące spojrzenie, chociaż nie widziałam jego oczu. Wtedy zobaczyłam coś,
czego nigdy w życiu nie spodziewałam się zobaczyć. James schylił głowę przed
Stróżem i wyszeptał słowa przeprosin. Musiałam sobie przypomnieć, by nie gapić
się na niego z otwartymi ze zdziwienia ustami.
- W takim razie spróbuję
przedstawić ci sytuację tak szybko, jak tylko się da. – Stróż złożył ze sobą
dwie półprzezroczyste dłonie. Ich ciała stworzone były z czegoś, co
konsystencją z bliska przypominało mgłę, chociaż teksturę miało bardziej
chropowatą i nieprzyjemną. – Zacznijmy od początku…
Świat Stróży jest o tysiące
lat starszy od świata ludzi i dzięki temu posiadamy wiedzę na tematy niepojęte
dla osobników twojego gatunku, Jasmine Healy. Zostaliśmy stworzeni w celu
pomagania, a jako jedyne istoty, które potrafią podróżować między warstwami,
zobowiązaliśmy się chronić każdą rasę, która będzie potrzebowała naszej opieki.
Wiele ras sprzeciwiło się naszej pomocy, żądając niezależności, ale jest wciąż
kilka światów, w których regularnie bywamy.
Problem polega na tym, że
Stróży jest coraz mniej, a ostatnio dowiedzieliśmy się dlaczego. Bardzo trudno
zabić Stróża. Jest to praktycznie niemożliwe, a osoba, która dopuści się
takiego uczynku jest przeklęta do końca swojego życia i musi odpracować swoje
winy.
Zobaczyłam, jak James nieznacznie
drgnął, słysząc te słowa.
Kilka lat temu zjawił się
Stróż, który… nie chciał służyć ludziom. Nie rozumiał istoty swojego powołania
i odmówił pomocy temu gatunkowi. Odszedł od naszej społeczności. Miał on na
imię Valcir i należał do Rady Czterech.
Za swój główny cel powziął
odciągnięcie jak największej liczby Stróży od ochrony ludzi i stworzenie nowej
rasy, silnej i niezależnej. Udało nam się go pokonać, ale w tym roku zaczęły
się dziać niepokojące rzeczy, które zmuszają nas do podejrzeń, jakoby Valcir
wrócił i po raz kolejny spróbował dorwać się do władzy. Tym razem jednak
sprzymierzył sobie także Cienie.
Istnieje również legenda,
która mówi, że dziecko urodzone podczas pierwszej pełni księżyca w ludzkim roku podrzędnym z krwi dwóch
światów potrafi walczyć z ciemnością i ma siłę pokonania każdego, kto mu się
przeciwstawi.
Jasmine. Przyglądaliśmy ci się
od jakiegoś czasu i biorąc pod uwagę wydarzenia, które ostatnio działy się w
twoim życiu, mamy podstawy, by podejrzewać cię o posiadanie takiej siły.
- To niedorzeczne – wyszeptałam
pod nosem, kiedy najwyższy z Rady skończył mówił, patrząc się na nią
wyczekująco. James również nie spuszczał z niej wzroku, badając każdą jej
reakcje, na wszystko to, czego się przed chwilą dowiedziała.
- Mamy wiele mocy, ale mimo to,
nie możemy sami sprawdzić twojego pochodzenia. Potrzebujemy informacji od
ciebie.
- Nie rozumiem… Myślicie, że to
ja jestem tym specjalnym dzieckiem? – Miałam ochotę cofnąć się od nich,
przygniatana siłą ich spojrzeń, ale James trzymał mnie w miejscu.
- Kim byli twoi rodzice?
- Moi rodzice… Oni nie… -
zawahałam się. Od zawsze sprawnie unikałam rozmów o swojej rodzinie, ale jak
przemilczeć cokolwiek, kiedy bacznie obserwują cię cztery pary ponadnaturalnych
oczu.
- Jasmine, to ważne. – Słysząc
głos Jamesa, odwróciłam się do niego z żałosnym wyrazem twarzy, niemo błagając
go o pomoc. Nie mogłam powiedzieć im o swoich rodzicach. Nikomu nigdy nie
powiedziałam. Z wyjątkiem Sophie, ale Sophie była moją najlepszą przyjaciółką.
Przejechałam wzrokiem po
rozmazanych twarzach Stróży, czując napięcie, które wisiało w powietrzu.
Wiedziałam, że nie mam wyjścia, a jednak desperacko próbowałam wymyślić inne
rozwiązanie.
- Kim byli twoi rodzice? –
Jasnoniebieski Stróż powtórzył pytanie, tracąc cierpliwość. Wzięłam głęboki wdech.
- Nie wiem – wyszeptałam. Zapadła
cisza.
- Jak to, nie wiesz? – Pierwszy
odezwał się James.
- Zostałam adoptowana zaraz po
urodzeniu przez młode małżeństwo prawników. Moja matka zostawiła mnie w
szpitalu. Ojciec nigdy się nie zjawił.
Niezręczną ciszę zakłócał tylko
mój niespokojny oddech. Jeszcze nigdy w życiu nie opowiadałam nikomu tej
historii. Młode małżeństwo, które wychowywało mnie przez pierwszych sześć lat
mojego życia przyjaźniło się z rodzicami Sophie, stąd znałyśmy się od
dzieciństwa i nigdy nie musiałyśmy rozmawiać o tym, przez co przeszłam. Wyznanie
tego obcym… stworzeniom, było wręcz nie do zniesienia.
- Bardzo nam przykro – powiedział
jasnoniebieski Stróż. Przynajmniej miał poczucie przyzwoitości. – Przepraszam,
że musimy zadawać ci tę niezręczne pytania, ale… Czy twoi przybrani rodzice nie
mogą powiedzieć ci nic o twoje matce? Gdzie się teraz znajduje?
- Nie. Nie mogą. – Starałam się
mówić opanowanym tonem, ale było znacznie trudniejsze niż przypuszczałam.
- Dlaczego? – dopytywał się
Stróż.
- Bo nie żyją. Gdy miałam sześć
lat ktoś wrzucił przez okno w salonie podpalone petardy i wywołał pożar. Moja
mama wyniosła mnie na dwór, ale zginęła od obrażeń. Tata zemdlał w środku. A
przynajmniej to mi powiedzieli: Że nie cierpiał, kiedy umierał.
Łzy wezbrały w moich oczach i
musiałam zamrugać kilka razy, żeby je odpędzić. Nie mogłam pozwolić sobie na
chwilę słabości przy Jamesie. To byłoby zbyt ośmieszające.
- Więc nie ma nikogo, kto mógłby
opowiedzieć ci o twojej rodzinie?
Poczułam, jak James ściska moją
dłoń odrobinę mocniej, jak gdyby próbował mnie pocieszyć i poczułam się jeszcze
bardziej niezręcznie niż chwilę temu. James, któremu było mnie szkoda był
jeszcze gorszy od Jamesa, który ciągle się na mnie za coś wkurzał. Wolałam już,
żeby był zły.
Właśnie dlatego zawsze unikałam
opowiadania o swoim dzieciństwie. Wiedziałam, że ludzie będą mi współczuć i
zaczną traktować jak człowieka drugiej kategorii. Biedną dziewczynkę, której
najpierw nie chciała rodzona matka, a potem opuściła ta przybrana. Moje życie
naprawdę nie było tak smutne. Można powiedzieć, że dzięki temu, co mnie
spotkało nauczyłam się niezależności i zyskałam kilkanaście małych braci i
sióstr z domu dziecka, w którym byłam wychowana. Mogłam skończyć o wiele
gorzej.
Często byłam zgorzkniała i
zdystansowana, ale nigdy nie wpadłam w narkotyki, nie wylądowałam na ulicy, ani
nie sprzedałam się za powiększony zestaw z McDonalda. Zachowałam swoją godność.
- Możliwe, że moje opiekunki z
domu dziecka będą coś wiedzieć. Mogłabym do nich pojechać w tę sobotę i
zapytać… - powiedziałam, nie do końca zdając sobie sprawę, że proponując coś
takiego, będę musiała stawić czoła swoim demonom i wrócić do Sheffield. Odkopać
informacje, których nigdy nie chciałam wiedzieć.
- Wspaniale. – Najwyższy Stróż zachowywał
się, jak gdyby już zapomniał, co przed chwilą im wyznałam. – Pojedziesz do domu
i dowiesz się o swoim pochodzeniu. Za wszelką cenę, musisz się tego dowiedzieć.
- Nadal nie rozumiem –
powiedziałam, kręcąc głową. – Dlaczego uważacie, że to ja mogę wam pomóc?
Napadł na mnie Cień i może czasami coś szepcze mi do ucha, jak na starym,
słabym horrorze dla ułomnych, ale nie mam przecież żadnej mocy. Nic nie mogę
zrobić. Mało nie zginęłam w tym składziku dzisiaj po południu.
- Jasmine. Umiesz znacznie więcej
niż ci się wydaje. – Poczułam, że Stróż uśmiechnął się do mnie przyjaźnie. –
Możemy to wyczuć w twojej aurze. Potrafisz łatwo rozpoznawać ludzkie emocje i
nie masz problemu z trafnym ocenianiem ludzi. Praktycznie nigdy się nie mylisz,
kiedy próbujesz kogoś poznać i zawsze wiesz, co dana osoba ma na myśli,
ponieważ masz dobrze rozwinięty zmysł postrzegania rzeczy, które większość
istot próbuję ukryć przed innymi. Co do tego, że jesteś kimś wyjątkowym, nie
mamy wątpliwości. Próbujemy się tylko dowiedzieć, czy jesteś również kimś, kogo
teraz potrzebujemy.
- A co jeśli jestem? –
wyszeptałam słabym głosem, czując jak przerażenie odbija się w moich oczach.
Widziałam to po wyrazie twarzy Jamesa i jego skonsternowanym spojrzeniu.
- Na razie nie możemy ci niczego
zdradzić, nie mając pewności.
Kiwnęłam głową ze zrozumieniem.
- Nie możemy też ryzykować, by
cię stracić, więc James pojedzie z tobą. Będzie cię chronił…
- Nie ma mowy – warknął James,
dokładnie w tym samym momencie co ja. Popatrzyliśmy na siebie z oburzeniem. W
normalnych okolicznościach uznałabym tę sytuację za nawet zabawną, ale teraz
jedyne o czym myślałam to opuszczenie tego miejsca i powrót do swojego starego
życia… bez Stróża.
- Czyżbyś miał lepsze rzeczy do
robienia w najbliższej przyszłości? – Stróż zwrócił się do Jamesa, unosząc
podbródek z pewnością siebie bliską arogancji.
- Dobrze wiesz, że nie. Ale…
- Myśleliśmy, że chcesz spłacić
swój dług?
Słuchałam ich wymiany zdań w
osłupieniu, przenosząc wzrok między dwiema postaciami. O czym oni mówili? Jaki
dług? Co takiego zrobił James? Wyglądał na zdenerwowanego tym, że Rada
wspomniała o tym w mojej obecności. Mogłam to wyczuć przez strumień energii,
który nas łączył.
- Mogę go spłacić na tysiąc
innych sposobów. Nie muszę niańczyć człowieka.
James wypowiedział słowo
„człowiek” z takim obrzydzeniem, że mimowolnie poczułam się urażona. Odrazę
miał wypisaną na twarzy. Przez myśl przeszło mi, że mogę tak wyraźnie
odczytywać jego emocję tylko dlatego, że go dotykam. Wcześniej zawsze miał
twarz jak z kamienia.
- Jamesie, twoją karą nie będzie
opieka nad człowiekiem. – Byłam pewna, że gdyby Stróż posiadał twarz,
uśmiechałby się teraz do Jamesa z groźnym błyskiem w oku. – To, co musisz
zrobić to dopiero początek wszystkiego, co cię czeka. Nie tak łatwo odzyskać
nasze zaufanie. Zapewne o tym wiesz?
James zacisnął wargi, posyłając
Stróżowi nienawistne spojrzenie. Było jeszcze bardziej mordercze od tego, które
zazwyczaj rezerwował dla mnie.
Był nietypowym przypadkiem. Nie
byłam nawet pewna, czy wszystko dobrze zrozumiałam, ale z rozmowy Jamesa z Radą
wywnioskowałam, że musiał zrobić coś bardzo złego, za co został ukarany. Do
tego brzydził się ludźmi, chociaż jako Stróż istniał po to, żeby im pomagać.
Kompletnie go nie rozumiałam.
Mężczyzna otworzył na chwilę usta,
po czym zamknął je i zerknął na mnie z powątpiewaniem. Poczułam się jak intruz,
który przysłuchuje się czyjejś prywatnej rozmowie.
- Czy na czas opieki nad nią
odzyskam swoje… to co mi zabraliście? – Ostrożnie dobierał słowa, jak gdyby nie
chciał, bym za wiele z nich wywnioskowała.
- Nie.
- Jak więc mam jej pomóc bez
niezbędnych mocy?! – Jego głos podniósł się o oktawę w złości. Od kiedy go
poznałam zawsze był zdenerwowany albo rozdrażniony, ale dopiero pierwszy raz
widziałam, jak tracił nad sobą kontrolę.
- Zostawiliśmy ci podstawowe
moce. Wystarczą. – Jasnoniebieski Stróż kiwnął głową, a pozostałe dwa
zawtórowały mu bez słowa. Zaczęłam się zastanawiać dlaczego tylko on cokolwiek
mówił. Czy Stróże normalnie nie miały zdolności do mówienia i posiadał je tylko
najwyższy z Rady?
Nie wiedziałam, że James stracił
jakieś moce. Nie wspominał nawet, że jest to w ogóle możliwe, kiedy tłumaczył
mi, kim są Stróże.
- Czas już na was – odezwał się
Stróż i spojrzał na mnie, przenikając spojrzeniem przez moją duszę. Ciekawe,
czy naprawdę potrafił to robić, czy tylko mi się wydawało? – Wróćcie, kiedy
tylko czegoś się dowiecie.
- Dobrze – powiedział James przez
zęby i odwrócił się na pięcie, ciągnąc mnie za sobą. O mało co nie rozplotłam
naszych palców, zaskoczona jego nagłym ruchem. Szedł tak szybko, że musiałam
przy nim biec, żeby nadążyć.
- Kiedy wrócisz do domu sprawdź
wszystkie ściany. Szukaj podejrzanych kształtów i ruchów – mówił, kiedy
podróżowaliśmy między światami. Starałam się skupić na jego słowach, chociaż droga
przed nami wydawała się znacznie bardziej fascynująca. Zastanawiałam się, jak
to możliwe, że to wszystko istnieje i nie jest dostępne dla wzroku kogoś, kto
mógłby to docenić. – I pamiętaj, żeby nie gasić światła, jeśli pojawi się Cień.
- Dlaczego?
- Bo w ciemnościach cienie
schodzą ze ścian.
____________________________
Matura. Za dużo matury. :(
Wspaniały rozdział jak zawsze :D a teraz do nauki :*
OdpowiedzUsuńWow....a ja się zastanawiałam dlaczego nie ma tak długo nextu...uwielbiam to po prostu !!! < 3 POWODZENIA
OdpowiedzUsuńOd jakiegoś czasu lubię dokładnie sprawdzać co napisałam w poprzednim komentarzu i teraz mam ochotę przywalić sobie w twarz, za ostatni komentarz.
OdpowiedzUsuńNie, już nigdy nie pozwolę sobie by czytać z przerwami, a potem komentować takie cudowne opowiadania, tak żenującym sposobem >.<
Oddaje Ci ogromne pokłony, za to co zrobiłaś z moją wyobraźnią, gdy czytałam jak dostają się do świata stróżów. Brawa, naprawdę podoba mi się ten moment, że aż musiałam przerwać czytanie by to napisać. I cała reszta opisu nawet samego wnętrza ma to coś, lubię bardzo i gratuluje.
Mnie również rozbawiło, gdy się zatrzymała przed jednym ze stróżów, choć pewnie zrobiłabym dokładnie to samo. Usłyszenie śmiechu Jamesa, musiało być naprawdę nie lada wyzwaniem. Huh.
Podoba mi się zdanie "Jego silna osobowość przyciskała mnie do ziemi i zostawiała proszek z resztek mojej godności." Nie wiem, czemu właściwie zwróciłam na nie większą uwagę. Chyba tak już z Tobą mam, że czasem piszesz tak świetne zdania, że aż mam ochotę sobie przywalić.
Zaczęłam się zastanawiać na początku rozdziału, czy na czymś się wzorujesz?
Świetne opisy Stróży i właściwie wszystkiego tak bardzo w prowadzają w cały ten tajemniczy świat, jakby czytało się naprawdę fajną książkę. Przynajmniej dla mnie, pewnie dlatego, że lubię czasem takie klimaty i trafiłaś w mój gust.
I oczywiście ona musi być specjalna, nie zdziwiło mnie to ;), ale też nie przeszkadza, kompletnie. Dziwne, gdyby taka nie była - miłe zaskoczenie, ale też bo ja wiem...
Czasami jest mi przykro, że Jasmes to tylko jej wyobrażenie... :< ( omg, dobrze pamiętam, prawda?) Jest dość ciekawą postacią (jak wszyscy tutaj) kompletnie specyficzny. Przez większość czasu wkurzony (prawie jak Jace z Darów Anioła) ale chyba ma też drugą stronę. Niestety wcale nie dziwie, się Jasmine, że wolałaby go złego niż współczującego. Pół biedy, że to nie trawa długo, gdy w końcu znów zachowuje się no przyznajmy szczerze jak dupek. Oboje wcale nie chcą spędzać czas wspólnie, wiec sądzę, że kroi się coś ciekawego. No i do tego wszystkiego doszedł jeszcze dług jaki musi spłacić, hmm jedna odpowiedz za nami, a tu już czai się kolejne pytanie. I to nie jedno!
Cóż, dobre rady James'a zobaczymy czy są dobre, nasza Jasmine jest cóż jest sobą więc jestem ciekawa co zrobi :)
Dziękuję Ci za ten wyjaśniający trochę rozdział. Przepraszam, za ten komentarz, bo nawet nie wiem do końca czy ma on ręce i nogi.
Trzymam kciuki, za Ciebie i maturę bo wiem jak to jest - przeżyłam w zeszłym roku. Wiem, że dasz radę! :)
Czekam na kolejny rozdział, pozdrawiam :D