- Jas – usłyszałam jej głos i od
razu skupiłam całą uwagę na tym, co mówiła. Brzmiała, jakby miała atak paniki.
– Proszę cię, przyjdź do domu. Teraz. Proszę, nie mogę tutaj być sama. Coś… Coś
się dzieje. Boże, Jas. Przyjdź…
Praktycznie po każdym zdaniu
Sophie musiała brać głęboki wdech, żeby uspokoić oddech i mówić dalej. Płakała
i siorbała nosem, do tego musiała być naprawdę przerażona. Jeszcze nigdy nie
słyszałam, by tak żałośnie mnie o coś prosiła. Naprawdę się o nią bałam w
tamtym momencie.
- Jestem jakąś godzinę od domu –
powiedziałam, zastanawiając się ile pieniędzy mam w kieszeni i czy starczy mi
na taksówkę, żeby jak najszybciej dostać się do Sophie.
- Proszę cię, przyjedź szybciej.
Pojedź metrem – załkała.
- Sophie… - jęknęłam, zaciskając
usta. Moja przyjaciółka dobrze wiedziała, że nigdy nie korzystam sama z metra.
Nigdy nawet nie wsiadłam samotnie do autobusu. Sprawa wyglądała podobnie, jak z
jeżdżeniem windą - bałam się. Nie. „Bać się” to za mało powiedziane, jeśli
chodzi o to, co czułam, schodząc do Metra. Ja byłam panicznie przerażona.
- Proszę – błagała mnie Sophie.
Rozejrzałam się i zobaczyłam wejście do metra po drugiej stronie ulicy.
Uświadomiłam sobie wtedy, że Jim przygląda się mi uważnie. Posłałam mu
zmartwione spojrzenie.
- Dobrze, przyjadę tak szybko,
jak tylko się da. – Wypuściłam powietrze z płuc, czując, że nie została tam
nawet cząsteczka tlenu. Ból w piersi nie miał jednak nic wspólnego z moim
oddechem. Strach zaczął mnie powoli paraliżować i już czułam, z jaką trudnością
przychodzi mi poruszanie się, kiedy szłam w stronę Metra. – Co się dzieje? –
zapytałam ją, ale ona zdążyła się już rozłączyć.
- Wszystko w porządku? – zapytał
się mnie Jim, dorównując mi kroku. Miałam ochotę poprosić go, żeby pojechał ze
mną metrem pod mój blok, ale nie chciałam brzmieć jak przedszkolak, który
zgubił w tłumie swoich rodziców.
- Nie. Z Sophie coś jest nie tak
– wytłumaczyłam mu szybko. Z każdym krokiem, który zbliżał mnie do schodów
prowadzących w dół do metra czułam coraz większy ciężar na piersi. – Muszę sprawdzić
co u niej.
- Chcesz, żebym pojechał z tobą?
– zaproponował, a ja jeszcze nigdy w życiu nie czułam takiej ulgi.
- Nie chcę ci psuć planów na
dzisiaj… - mruknęłam, chociaż w głębi serca liczyłam na to, że Jim nie będzie
miał żadnych planów.
- Daj spokój, Jas. – Mężczyzna przekręcił
oczami. Posłałam mu pełen wdzięczności uśmiech i bez słowa zeszłam po schodach
ramię w ramię z Jimem.
Metro wciąż wywoływało w mojej
piersi nieprzyjemne uczucie, ale kiedy stałam już na peronie, czując przy sobie
obecność Jima, znacznie lepiej to znosiłam. Wiedziałam, że gdybym musiała tam
być wtedy sama, prawdopodobnie już przechodziłabym przez atak paniki.
Zaczęłam rozglądać się po
ludziach oczekujących na następny pojazd metra i w tłumie wypatrzyłam niewysoką
Azjatkę, która wydała mi się dziwnie znajoma. Nie miałam pojęcia skąd mogłabym
ją kojarzyć, bo nie znałam się ze zbyt wieloma obcokrajowcami, pomijając wysoką
na prawie dwa metry Olgę, Ukrainkę, która pracowała ze mną w księgarni na drugą
zmianę.
Nagle zobaczyłam jak Azjatka
stawia krok do przodu i jednoczenie w tej samej chwili przód pociągu wychyla
się z tunelu metra. Kilka sekund zajęło mi uświadomienie sobie, że dziewczyna
nie zamierza się zatrzymać. Szła prosto pod koła pierwszego wagonu.
Wiedziałam, że powinnam krzyknąć,
wskazać na nią, uświadomić innych, że dziewczyna planuję się zabić na naszych
oczach, ale strach sparaliżował wszystkie moje członki. Kiedy w końcu
otrzeźwiałam wystarczająco, by coś powiedzieć, z moich ust wydobył się tylko
krótki, przerażający pisk, gdy ciało Azjatki zderzyło się z wagonem.
Poczułam czyjąś dłoń na swoim
ramieniu, a potem uświadomiłam sobie, że trzymam oczy kurczowo zamknięte, by
nie widzieć tego, co zostało po dziewczynie. Cała się trzęsłam, a do tego z
moich ust wydobywało się tylko urywane łkanie, gdy próbowałam złapać oddech.
- Jas? Jas, co się stało? – Głos
Jima był jak zimny okład dla mojego ogarniętego gorączką umysłu. Otworzyłam
ostrożnie oczy, spodziewając się zamieszania i mnóstwa krwi, rozbryźniętego na
ścianach i podłodze, ale wszyscy wydawali się obserwować mnie w milczeniu, z
pewną dozą krytyki i obawą w ich oczach.
Skupiłam wzrok na twarzy Jima,
który pochylał się teraz nade mną ze zmartwioną miną.
Nagle uświadomiłam sobie, że
żadna niziutka Azjatka nie wpadła pod jadący pociąg, a ja wydarłam się w samym
środku spokojnego tłumu, czekającego na jednej ze stacji metra. Moje serce
wciąż odbywało swój własny maraton wewnątrz mojej klatki piersiowej.
- Co się dzieję? – dopytywał się
Jim. Chciałam zbyć go uśmiechem i zapewnić, że nic mi nie jest, ale łzy same
leciały mi z oczu, kiedy wyobraźnia podpowiadała mi obrazy dziewczyny
wchodzącej spokojnie przez rozpędzony pojazd. W głowie mogłam słyszeć odgłos
jej kości łamanych przez siłę uderzenia. Starłam szybko łzę wierzchem dłoni i
pokręciłam głową.
- Ja… - zaczęłam, gdy
uświadomiłam sobie, że nie wiem, co powiedzieć Jimowi. Ostatnio działo się tyle
rzeczy, których nie mogłam wytłumaczyć, że już praktycznie nie dziwiło mnie to,
co stało się przed chwilą, ale nie chciałam, że Jim wziął mnie za kompletną
wariatkę. Nie mogłam mu tak po prostu wyznać, że właśnie miałam przywidzenia
dotyczące śmierci jakieś dziewczyny, której nawet nie znałam. – Po prostu boję
się metra – wyznałam w końcu, modląc się, by mi uwierzył.
W sumie to go nie okłamałam.
Naprawdę bałam się metra, chociaż nie to było powodem mojego nagłego wybuchu.
Jim jednak pokiwał głową z przyjaznym, pocieszającym uśmiechem, nie zadając
więcej pytań. Byłam pewna, że mi nie uwierzył. Mogłam to powiedzieć po jego
zamyślonym wyrazie twarzy i nieobecnym spojrzeniu. Wiedziałam, że właśnie
zastanawia się, co takiego mnie opętało, powodując nagły wybuch płaczu wokół
tych wszystkich ludzi.
Uratował mnie nadjeżdżający
pociąg metra. Wsiedliśmy szybko, zajmując miejsce zaraz obok wejścia, stłoczeni
między grupą nastolatków z dużymi słuchawkami na uszach. Słuchali muzyki tak
głośno, że praktycznie mogłam rozpoznać autora i tytuł piosenek, które akurat
leciały.
Chłopak obok mnie kiwał głową do
nowej płyty Drake’a i chociaż nie znałam dobrze żadnego utworu, musiałam
przyznać, że niektóre kawałki były całkiem niezłe. Nigdy nie spodziewałabym się
po sobie przyznać czegoś takiego, szczerze powiedziawszy. Byłam raczej typem
osoby, która odnajduję się w ciężkim brzmieniu gitary elektrycznej, perkusji i
basu, ale, cóż, widocznie byłam bardziej tolerancyjna, niż na to wyglądało.
Dokładnie po czterech piosenkach
Drake’a dotarliśmy na właściwy przystanek i musiałam pożegnać mojego młodszego,
muzycznego towarzysza krótkim uśmiechem. Chyba go zauważył, bo przyglądał mi się
jeszcze, gdy drzwi wagonu zamknęły się za nami, zastanawiając się pewnie kim
byłam i dlaczego się w ogóle do niego uśmiechnęłam.
- Którędy? – zapytał się mnie
Jim, zatrzymując na górze schodów prowadzących do metra. Musiałam przyznać, że
widząc otaczające nas budynki i błękitne, odrobinę zachmurzone niebo
odetchnęłam z ulgą. Jak gdybym wstrzymywała oddech za długo i desperacko
potrzebowała tlenu.
Wciąż miałam przed oczami obraz
tego, co widziałam w metrze, ale starałam się zmieść go na tyły mojej świadomości
i zapomnieć o przywidzeniach, które mnie dręczyły. Bałam się, że jeśli takie
rzeczy będą się powtarzać częściej, będę się musiała wybrać na wizytę do
psychiatry. A nie uśmiechało mi się samowolnie rzucać na biały kaftan i pokoje
bez klamek.
Poszłam dobrze już znaną drogą
prowadzącą do osiedla, na którym mieszkałyśmy. Jim kroczył tuż koło mnie, od
czasu do czasu próbując nawiązać jakąś rozmowę, ale byłam zbyt zafrapowana
myślami o tym, co mogło się stać Sophie i moimi własnymi problemami natury
psychologicznej, by prowadzić z nim sensowną konwersację.
Drzwi do naszego mieszkania były
zamknięte na klucz, co oznaczało, że od mojego wyjścia Sophie nie próbowała ich
otworzyć, inaczej pozostawiłaby je w takim stanie i czekała na mój powrót. W
środku zastaliśmy cisze i spokój, a jedynym, co wzbudziło mój niepokój była
delikatna warstwa dymu unosząca się nad sufitem. Do tego wszędzie mogłam wyczuć
zapach tytoniu. Tak, jak gdyby… Sophie paliła?
Weszłam do jej sypialni bez
pukania, tylko po to, by zastać ją drzemiącą w poprzek łóżka z wypalonym
papierosem w dłoni między palcami. Na podłodze zbierała się pokaźna kupka
popiołów, informująca, że nie był o jej jedyny papieros wypalony tego dnia.
Zmarszczyłam nos i zabrałam jej przedmiot z ręki. Sophie nigdy nie paliła.
Przynajmniej nie od kiedy się znałyśmy, a znałyśmy się przecież od dziecka.
- Sophie? – położyłam jej dłoń na
ramieniu, żeby ją obudzić. Momentalnie zamrugała oczami i podniosła lekko
głowę, wpatrując się we mnie z niepokojem.
- Coś się stało? – zapytała,
wędrując wzrokiem od mojej twarzy do papierosa, który teraz trzymałam w swojej
prawej dłoni.
- Ty mi powiedź. Ty przecież
dzwoniłaś, błagając mnie, żebym przyszła – powiedziałam chłodnym głosem, mając
ochotę zostawić ją i nigdy więcej się do niej nie odezwać. Jechałam tym
cholernym metrem umierając ze strachu o nią i o własne życie, tylko po to, by
zobaczyć ją śpiącą spokojnie na swoim łóżku. Wspaniale.
- Dzwoniłam? – Sophie wydawała
się szczerze zaskoczona. – Dlaczego palisz?
- To nie mój papieros – warknęłam
i wyszłam z pokoju, tracąc cierpliwość.
Jim stał w korytarzu i przyglądał
się mi, kiedy wrzucałam peta do zlewu. Powoli zajął miejsce przy wysepce w
kuchni i bez słowa zaczął zbierać z blatu cukier, który ktoś musiał wcześniej
rozsypać. Podejrzewałam, że była to Sophie, bo nie pamiętałam, by tak to
wyglądało przed moim wyjściem.
- Nic jej nie jest? – zapytał w
końcu, kiedy zamknęłam lodówkę i wyciągnęłam z niej garnek sosu do spaghetti,
które jadłyśmy poprzedniego dnia. Byłam okropnie głodna, a do tego chciałam
zająć czymś ręce, żeby powstrzymać się od uduszenia swojej przyjaciółki.
- Spała. Nie rozumiem jej
poczucia humoru, ale dzwonienie i błaganie mnie, żebym przyjechała tutaj
kompletnie bez powodu ani trochę nie wydaje mi się zabawne – przekręciłam
oczami i nalałam wody na makaron do garnka, który stał na suszarce nad zlewem.
- Może miała jakiś koszmar.
Lunatykowała czy coś w tym stylu… - próbował zgadywać Jim. Wzruszyłam
ramionami, kontynuując gotowanie.
Kiedy makaron i sos były już
gotowe, a ja ostrożnie rozdzielałam jedzenie do trzech talerzy, do kuchni
weszła Sophie w krótkich spodenkach z wysokim stanem i neonowo-żółtej bluzce,
uciętej tuż nad pępkiem. Włosy spięła w niedbałego koczka na czubku głowy.
Spojrzała na nas z miną zbitego psa.
- Przepraszam was za robienie
problemów – wymamrotała pod nosem, patrząc się w podłogę. – Naprawdę nie
pamiętam dzwonienia do ciebie – dodała, zbierając się na odwagę i patrząc mi w
oczy. – Ani palenia… Ogólnie wydawało mi się, że przespałam cały ten czas od kiedy
wyszłaś z domu.
- Teraz to i tak nieważne. –
Machnęłam dłonią, starając się zapomnieć o całej sytuacji. Wciąż byłam zła na
Sophie za zmuszenie mnie do jazdy metrem i odwołanie całych moich planów na to
popołudnie, ale wiedziałam, że kłótnia do niczego tutaj nie doprowadzi. Z
resztą. Moje plany i tak nie były jakoś specjalnie ambitne.
Zjedliśmy przy wysepce w kuchni i
po raz pierwszy odczułam brak stołu w naszym mieszkaniu. Nigdy wcześniej nie
potrzebowaliśmy żadnego mebla, przy którym mogłaby zjeść większa grupa ludzi,
bo kiedy przyjmowałyśmy gości, nie zostawali oni na obiad. Okay. Bądźmy
szczerzy: jeśli do naszego mieszkania przychodził jakikolwiek gość był to
jedynie aktualny chłopak Sophie i zostawał jedynie na noc.
- Wiecie, chyba znowu położę się
do łóżka. Dopiero teraz zaczęłam czuć te papierosy i jest mi od nich strasznie
niedobrze – wytłumaczyła się Sophie i wycofała do swojej sypialni. Patrzyłam na
nią z niepokojem. Mogła mnie irytować i wkurzać czasami, ale wciąż była moją
przyjaciółką i bałam się o nią. Sophie nieczęsto chorowała, a jeszcze rzadziej
miewała zaniki pamięci po których budziła się otoczona papierosowym dymem.
Chociaż otworzyliśmy wszystkie
okna, w salonie wciąż czuć było dym, więc przenieśliśmy się z Jimem do mojej
sypialni, gdzie chłopak nieśmiało zajął miejsce na podłodze koło mojego
materaca. Z rozbawieniem rozłożyłam się na swojej pościeli, patrząc jak
skrępowany jest Jim.
- Tu jest wygodniej. – Poklepałam
miejsce obok siebie na materacu.
Jim z wahaniem położył się obok
mnie na plecach i skrzyżował ręce za głową, wpatrując się w sufit.
- Przepraszam, że tak się was
uczepiłem – powiedział nagle, a ja podniosłam się na jednym ramieniu, posyłając
mu zaskoczone spojrzenie. – Po prostu nie znam za wiele osób w Londynie, a z
moją siostrą nie da się poznać nikogo, bo jest strasznie antyspołeczna…
- Ale nie musisz mi się z niczego
tłumaczyć, Jim – uspokoiłam go ze śmiechem. – Nie przeszkadza mi twoje
towarzystwo, a Sophie spodobałeś się od momentu, w którym zobaczyła cię w
klubie, więc nie musisz się o nic martwić.
- Naprawdę? – spojrzał na mnie,
szczerze zdziwiony. – Spodobałem się jej?
Uśmiechnęłam się szeroko, nie
dając mu żadnej odpowiedzi.
- Wiesz… - zawahał się. – Chyba
muszę ci coś powiedzieć.
Przekręciłam się na plecy, tak,
że teraz oboje patrzyliśmy się na biały sufit w moim pokoju. Zza okna
dochodziły do nas odgłosy popołudniowego ruchu ulicznego i szczekających psów,
a z sypialni Sophie dobywała się cicha, spokojna muzyka, której słuchała, kiedy
nie mogła zasnąć.
- Co takiego? – zapytałam się go,
nie odrywając spojrzenia od sufitu.
- Nie wiedziałem, jak to
powiedzieć na początku i myślałem, że pewnie i tak nie utrzymamy kontaktu, więc
byłem cicho, ale teraz… wydaje mi się, że to byłoby nie fair, gdybym to przed tobą ukrywał. Tylko… Może nie mów jeszcze
Sophie, okay? Nie wiem, czy chcę, żeby wszyscy wiedzieli, bo… - powiedział na
jednym wdechu i zawahał się.
Kiwnęłam głową, by go zachęcić.
- Tak?
- Jestem gejem. – Wypuścił w
końcu powietrze i wciąż wpatrywał się w sufit, unikając mojego spojrzenie.
Zaśmiałam się cicho i pokiwałam głową.
- Okay – powiedziałam z
uśmiechem.
- Okay?
- Okay. Już o tym wiedziałam.
- Wiedziałaś? – zdziwił się. –
Ale skąd? Jak się dowiedziałaś?
- Nie wiem jak… Po prostu
wiedziałam. – Wzruszyłam ramionami. – Nie mówię, że to było takie oczywiste.
Jakoś od zawsze łatwo przychodziło mi odczytywanie ludzi. To całkiem
zabawne, kiedy twoje domysły okazują się prawdą…
Uśmiechnęłam się do niego
szeroko. Odpowiedział delikatnym uśmiechem i odwrócił zamyślone spojrzenie.
- Więc nie przeszkadza ci to? –
zapytał z wahaniem.
- Co? Że jesteś gejem? Proszę
cię… - prychnęłam, przekręcając oczami. Dopiero teraz Jim zdobył się na szerszy
uśmiech i wyraźnie wyluzował przy mnie. Chyba mu ulżyło.
Leżeliśmy na moim materacu
rozmawiając o jakichś błahych sprawach, jak nasz ulubiony kolor czy napój, a
kiedy już nasza rozmowa kompletnie straciła sens po prostu śmialiśmy się z
wszystkiego. Dowiedziałam się, że Jim uwielbia niebieski i mógłby na okrągło
pić sok ze świeżo wyciskanych pomarańczy, a do jedzenia mieć rybę z frytkami.
Po godzinie Sophie weszła do
mojego pokoju z uśmiechem na ustach, którego nie widziałam już od dobrych kilku
dni.
- Już się czujesz lepiej? –
zapytałam, chociaż widziałam po jej postawię, że wrócił jej humor i siły. Znów
wyglądała jak moja stara, dobra, ciągle wesoła przyjaciółka.
- Tak. Drzemka dobrze mi zrobiła.
– Zajęła miejsce na skraju materaca i uśmiechnęła się do nas. – Więc? O czym
rozmawialiście?
Popatrzyłam na Jima i starałam
się przypomnieć, gdzie stanęła nasza rozmowa, ale jedyne co pamiętałam to
jakieś kompletnie niepowiązane ze sobą zdania, z których oboje śmialiśmy się
jak pijani.
- Nie pamiętam. – Jim wzruszył
ramionami i ponownie zaniósł się śmiechem. Zawtórowałam mu.
- Aha. – Podejrzliwe spojrzenie
Sophie wędrowało pomiędzy mną a Jimem. – Więc może kiedy już przestaniecie się
chichrać z byle powodu posłuchacie mojej propozycji z jaką do was przyszłam…
Sophie zadarła do góry nos,
udając urzędowy ton. Wyprostowałam się na siedząco i kiwnęłam do niej głową,
wchodząc w swoją rolę.
- Już pani słucham. – Mrugnęłam,
dając jej znak, że może mówić. Jim podparł się na dłoniach, ustawiając się w
pozycji siedzącej obok mnie i wpatrując się w nas z rozbawieniem. Wciąż nie
mógł przestać się uśmiechać po naszych ostatnim wybuchu śmiechu.
- A wiec… Napisał do mnie Oliver…
- zaczęła Sophie, a ja automatycznie przekręciłam oczami słysząc to imię. –
Wiem, że go nie lubisz Jas, ale posłuchaj tylko! – ostrzegła mnie przyjaciółka.
Oliver był byłym chłopakiem
Sophie, do którego wracała i odchodziła średnio co trzy miesiące. Był wysoki i
przerażająco chudy i były takie czasy, kiedy podejrzewałam go o branie
narkotyków, ponieważ ręce wciąż mu się trzęsły, a pod oczami zawsze miał sine
worki. Później dowiedziałam się, że odczuwał tak zwane „drżenie samoistne”, co
nie przeszkadzało mu w imprezowaniu, stąd wciąż zmęczony wyraz twarzy.
- Więc Oliver napisał, że robią
dzisiaj z kumplami imprezę w ich domu i zaprasza nas wszystkich. Co wy na to? –
Sophie klasnęła w dłonie z ekscytacją, podczas gdy ja zrobiłam kwaśną minę.
- No nie wiem… - mruknęłam.
- Jas! Nie daj się prosić! –
jęknęła Sophie odchylając głowę do tyłu. – Ciągle tylko siedzisz w domu…
- Ej, wczoraj dałam się wyciągnąć
i widzisz jak to się skończyło… – broniłam się.
- Poznałaś Jima? – Sophie
podniosła znacząco brew, udając, że nic innego nie wydarzyło się wczorajszej
nocy. Miałam ochotę przekręcić oczami z irytacją, ale czułam, że już tego
nadużywam.
Ponownie skrzywiłam się, szukając
jakiego sposoby, by wymigać się od imprezy.
- Wiesz, jaki jest twój problem?
– spytała się mnie przyjaciółka, próbując przybrać poważny wyraz twarzy.
- Mam duże cycki, ale mały tyłek?
– Wiedziałam, że Sophie nie rozbawi mój żart, bo nigdy nie rozumiała mojego
poczucia humoru, ale byłam zadowolona, kiedy usłyszałam śmiech Jima tuż obok
siebie.
- Nieee… Ty po prostu boisz się
ludzi.
- Wcale nie boję się ludzi! –
krzyknęłam, oburzona.
- Właśnie, że tak. Nie chcesz iść
w żadne fajne miejsce, bo wiesz, że będzie tam tłum ludzi, których nie znasz. A
przecież właśnie o to chodzi, żeby ich poznać! – Sophie uśmiechnęła się do mnie
szeroko. Postanowiłam złapać się mojej ostatniej deski ratunku.
- A ty chcesz iść? – zwróciłam
się do Jima, mając nadzieję, że przynajmniej on stanie po mojej stronie i
będzie chciał zostać w domu. Wzruszył ramionami, patrząc się niepewnie między
mnie a Sophie.
- Więc ustalone! – Sophie
skoczyła na równe nogi z uśmiechem od ucha do ucha. – Wychodzimy o ósmej.
Bądźcie gotowi!
Wyszła z pokoju zanim zdążyłam
cokolwiek powiedzieć. Padłam na poduszki, gdy tylko usłyszałam trzask
zamykanych drzwi do jej pokoju.
_____________________
Następny rozdział pojawi się środę / czwartek i na pewno się wam spodoba.
Mi się przynajmniej podoba ;)
No i zgadnie że na imprezie pojawi się ten tajemniczy <3. Czekam ^^
OdpowiedzUsuńSuper ;) Czekam na następny :p
OdpowiedzUsuńSuper jak zawsze, tylko mało akcji :/ czekam na ciąg dalszy :D
OdpowiedzUsuńStrasznie mi się podoba twoje opowiadanie! :)
OdpowiedzUsuń