niedziela, 22 czerwca 2014

Rozdział piąty



- Jas – usłyszałam jej głos i od razu skupiłam całą uwagę na tym, co mówiła. Brzmiała, jakby miała atak paniki. – Proszę cię, przyjdź do domu. Teraz. Proszę, nie mogę tutaj być sama. Coś… Coś się dzieje. Boże, Jas. Przyjdź…
Praktycznie po każdym zdaniu Sophie musiała brać głęboki wdech, żeby uspokoić oddech i mówić dalej. Płakała i siorbała nosem, do tego musiała być naprawdę przerażona. Jeszcze nigdy nie słyszałam, by tak żałośnie mnie o coś prosiła. Naprawdę się o nią bałam w tamtym momencie.
- Jestem jakąś godzinę od domu – powiedziałam, zastanawiając się ile pieniędzy mam w kieszeni i czy starczy mi na taksówkę, żeby jak najszybciej dostać się do Sophie.
- Proszę cię, przyjedź szybciej. Pojedź metrem – załkała.
- Sophie… - jęknęłam, zaciskając usta. Moja przyjaciółka dobrze wiedziała, że nigdy nie korzystam sama z metra. Nigdy nawet nie wsiadłam samotnie do autobusu. Sprawa wyglądała podobnie, jak z jeżdżeniem windą - bałam się. Nie. „Bać się” to za mało powiedziane, jeśli chodzi o to, co czułam, schodząc do Metra. Ja byłam panicznie przerażona.
- Proszę – błagała mnie Sophie. Rozejrzałam się i zobaczyłam wejście do metra po drugiej stronie ulicy. Uświadomiłam sobie wtedy, że Jim przygląda się mi uważnie. Posłałam mu zmartwione spojrzenie.
- Dobrze, przyjadę tak szybko, jak tylko się da. – Wypuściłam powietrze z płuc, czując, że nie została tam nawet cząsteczka tlenu. Ból w piersi nie miał jednak nic wspólnego z moim oddechem. Strach zaczął mnie powoli paraliżować i już czułam, z jaką trudnością przychodzi mi poruszanie się, kiedy szłam w stronę Metra. – Co się dzieje? – zapytałam ją, ale ona zdążyła się już rozłączyć.
- Wszystko w porządku? – zapytał się mnie Jim, dorównując mi kroku. Miałam ochotę poprosić go, żeby pojechał ze mną metrem pod mój blok, ale nie chciałam brzmieć jak przedszkolak, który zgubił w tłumie swoich rodziców.
- Nie. Z Sophie coś jest nie tak – wytłumaczyłam mu szybko. Z każdym krokiem, który zbliżał mnie do schodów prowadzących w dół do metra czułam coraz większy ciężar na piersi. – Muszę sprawdzić co u niej.
- Chcesz, żebym pojechał z tobą? – zaproponował, a ja jeszcze nigdy w życiu nie czułam takiej ulgi.
- Nie chcę ci psuć planów na dzisiaj… - mruknęłam, chociaż w głębi serca liczyłam na to, że Jim nie będzie miał żadnych planów.
- Daj spokój, Jas. – Mężczyzna przekręcił oczami. Posłałam mu pełen wdzięczności uśmiech i bez słowa zeszłam po schodach ramię w ramię z Jimem.
Metro wciąż wywoływało w mojej piersi nieprzyjemne uczucie, ale kiedy stałam już na peronie, czując przy sobie obecność Jima, znacznie lepiej to znosiłam. Wiedziałam, że gdybym musiała tam być wtedy sama, prawdopodobnie już przechodziłabym przez atak paniki.
Zaczęłam rozglądać się po ludziach oczekujących na następny pojazd metra i w tłumie wypatrzyłam niewysoką Azjatkę, która wydała mi się dziwnie znajoma. Nie miałam pojęcia skąd mogłabym ją kojarzyć, bo nie znałam się ze zbyt wieloma obcokrajowcami, pomijając wysoką na prawie dwa metry Olgę, Ukrainkę, która pracowała ze mną w księgarni na drugą zmianę.
Nagle zobaczyłam jak Azjatka stawia krok do przodu i jednoczenie w tej samej chwili przód pociągu wychyla się z tunelu metra. Kilka sekund zajęło mi uświadomienie sobie, że dziewczyna nie zamierza się zatrzymać. Szła prosto pod koła pierwszego wagonu.
Wiedziałam, że powinnam krzyknąć, wskazać na nią, uświadomić innych, że dziewczyna planuję się zabić na naszych oczach, ale strach sparaliżował wszystkie moje członki. Kiedy w końcu otrzeźwiałam wystarczająco, by coś powiedzieć, z moich ust wydobył się tylko krótki, przerażający pisk, gdy ciało Azjatki zderzyło się z wagonem.
Poczułam czyjąś dłoń na swoim ramieniu, a potem uświadomiłam sobie, że trzymam oczy kurczowo zamknięte, by nie widzieć tego, co zostało po dziewczynie. Cała się trzęsłam, a do tego z moich ust wydobywało się tylko urywane łkanie, gdy próbowałam złapać oddech.
- Jas? Jas, co się stało? – Głos Jima był jak zimny okład dla mojego ogarniętego gorączką umysłu. Otworzyłam ostrożnie oczy, spodziewając się zamieszania i mnóstwa krwi, rozbryźniętego na ścianach i podłodze, ale wszyscy wydawali się obserwować mnie w milczeniu, z pewną dozą krytyki i obawą w ich oczach.
Skupiłam wzrok na twarzy Jima, który pochylał się teraz nade mną ze zmartwioną miną.
Nagle uświadomiłam sobie, że żadna niziutka Azjatka nie wpadła pod jadący pociąg, a ja wydarłam się w samym środku spokojnego tłumu, czekającego na jednej ze stacji metra. Moje serce wciąż odbywało swój własny maraton wewnątrz mojej klatki piersiowej.
- Co się dzieję? – dopytywał się Jim. Chciałam zbyć go uśmiechem i zapewnić, że nic mi nie jest, ale łzy same leciały mi z oczu, kiedy wyobraźnia podpowiadała mi obrazy dziewczyny wchodzącej spokojnie przez rozpędzony pojazd. W głowie mogłam słyszeć odgłos jej kości łamanych przez siłę uderzenia. Starłam szybko łzę wierzchem dłoni i pokręciłam głową.
- Ja… - zaczęłam, gdy uświadomiłam sobie, że nie wiem, co powiedzieć Jimowi. Ostatnio działo się tyle rzeczy, których nie mogłam wytłumaczyć, że już praktycznie nie dziwiło mnie to, co stało się przed chwilą, ale nie chciałam, że Jim wziął mnie za kompletną wariatkę. Nie mogłam mu tak po prostu wyznać, że właśnie miałam przywidzenia dotyczące śmierci jakieś dziewczyny, której nawet nie znałam. – Po prostu boję się metra – wyznałam w końcu, modląc się, by mi uwierzył.
W sumie to go nie okłamałam. Naprawdę bałam się metra, chociaż nie to było powodem mojego nagłego wybuchu. Jim jednak pokiwał głową z przyjaznym, pocieszającym uśmiechem, nie zadając więcej pytań. Byłam pewna, że mi nie uwierzył. Mogłam to powiedzieć po jego zamyślonym wyrazie twarzy i nieobecnym spojrzeniu. Wiedziałam, że właśnie zastanawia się, co takiego mnie opętało, powodując nagły wybuch płaczu wokół tych wszystkich ludzi.
Uratował mnie nadjeżdżający pociąg metra. Wsiedliśmy szybko, zajmując miejsce zaraz obok wejścia, stłoczeni między grupą nastolatków z dużymi słuchawkami na uszach. Słuchali muzyki tak głośno, że praktycznie mogłam rozpoznać autora i tytuł piosenek, które akurat leciały.
Chłopak obok mnie kiwał głową do nowej płyty Drake’a i chociaż nie znałam dobrze żadnego utworu, musiałam przyznać, że niektóre kawałki były całkiem niezłe. Nigdy nie spodziewałabym się po sobie przyznać czegoś takiego, szczerze powiedziawszy. Byłam raczej typem osoby, która odnajduję się w ciężkim brzmieniu gitary elektrycznej, perkusji i basu, ale, cóż, widocznie byłam bardziej tolerancyjna, niż na to wyglądało.
Dokładnie po czterech piosenkach Drake’a dotarliśmy na właściwy przystanek i musiałam pożegnać mojego młodszego, muzycznego towarzysza krótkim uśmiechem. Chyba go zauważył, bo przyglądał mi się jeszcze, gdy drzwi wagonu zamknęły się za nami, zastanawiając się pewnie kim byłam i dlaczego się w ogóle do niego uśmiechnęłam.
- Którędy? – zapytał się mnie Jim, zatrzymując na górze schodów prowadzących do metra. Musiałam przyznać, że widząc otaczające nas budynki i błękitne, odrobinę zachmurzone niebo odetchnęłam z ulgą. Jak gdybym wstrzymywała oddech za długo i desperacko potrzebowała tlenu.
Wciąż miałam przed oczami obraz tego, co widziałam w metrze, ale starałam się zmieść go na tyły mojej świadomości i zapomnieć o przywidzeniach, które mnie dręczyły. Bałam się, że jeśli takie rzeczy będą się powtarzać częściej, będę się musiała wybrać na wizytę do psychiatry. A nie uśmiechało mi się samowolnie rzucać na biały kaftan i pokoje bez klamek.
Poszłam dobrze już znaną drogą prowadzącą do osiedla, na którym mieszkałyśmy. Jim kroczył tuż koło mnie, od czasu do czasu próbując nawiązać jakąś rozmowę, ale byłam zbyt zafrapowana myślami o tym, co mogło się stać Sophie i moimi własnymi problemami natury psychologicznej, by prowadzić z nim sensowną konwersację.
Drzwi do naszego mieszkania były zamknięte na klucz, co oznaczało, że od mojego wyjścia Sophie nie próbowała ich otworzyć, inaczej pozostawiłaby je w takim stanie i czekała na mój powrót. W środku zastaliśmy cisze i spokój, a jedynym, co wzbudziło mój niepokój była delikatna warstwa dymu unosząca się nad sufitem. Do tego wszędzie mogłam wyczuć zapach tytoniu. Tak, jak gdyby… Sophie paliła?
Weszłam do jej sypialni bez pukania, tylko po to, by zastać ją drzemiącą w poprzek łóżka z wypalonym papierosem w dłoni między palcami. Na podłodze zbierała się pokaźna kupka popiołów, informująca, że nie był o jej jedyny papieros wypalony tego dnia. Zmarszczyłam nos i zabrałam jej przedmiot z ręki. Sophie nigdy nie paliła. Przynajmniej nie od kiedy się znałyśmy, a znałyśmy się przecież od dziecka.
- Sophie? – położyłam jej dłoń na ramieniu, żeby ją obudzić. Momentalnie zamrugała oczami i podniosła lekko głowę, wpatrując się we mnie z niepokojem.
- Coś się stało? – zapytała, wędrując wzrokiem od mojej twarzy do papierosa, który teraz trzymałam w swojej prawej dłoni.
- Ty mi powiedź. Ty przecież dzwoniłaś, błagając mnie, żebym przyszła – powiedziałam chłodnym głosem, mając ochotę zostawić ją i nigdy więcej się do niej nie odezwać. Jechałam tym cholernym metrem umierając ze strachu o nią i o własne życie, tylko po to, by zobaczyć ją śpiącą spokojnie na swoim łóżku. Wspaniale.
- Dzwoniłam? – Sophie wydawała się szczerze zaskoczona. – Dlaczego palisz?
- To nie mój papieros – warknęłam i wyszłam z pokoju, tracąc cierpliwość.
Jim stał w korytarzu i przyglądał się mi, kiedy wrzucałam peta do zlewu. Powoli zajął miejsce przy wysepce w kuchni i bez słowa zaczął zbierać z blatu cukier, który ktoś musiał wcześniej rozsypać. Podejrzewałam, że była to Sophie, bo nie pamiętałam, by tak to wyglądało przed moim wyjściem.
- Nic jej nie jest? – zapytał w końcu, kiedy zamknęłam lodówkę i wyciągnęłam z niej garnek sosu do spaghetti, które jadłyśmy poprzedniego dnia. Byłam okropnie głodna, a do tego chciałam zająć czymś ręce, żeby powstrzymać się od uduszenia swojej przyjaciółki.
- Spała. Nie rozumiem jej poczucia humoru, ale dzwonienie i błaganie mnie, żebym przyjechała tutaj kompletnie bez powodu ani trochę nie wydaje mi się zabawne – przekręciłam oczami i nalałam wody na makaron do garnka, który stał na suszarce nad zlewem.
- Może miała jakiś koszmar. Lunatykowała czy coś w tym stylu… - próbował zgadywać Jim. Wzruszyłam ramionami, kontynuując gotowanie.
Kiedy makaron i sos były już gotowe, a ja ostrożnie rozdzielałam jedzenie do trzech talerzy, do kuchni weszła Sophie w krótkich spodenkach z wysokim stanem i neonowo-żółtej bluzce, uciętej tuż nad pępkiem. Włosy spięła w niedbałego koczka na czubku głowy. Spojrzała na nas z miną zbitego psa.
- Przepraszam was za robienie problemów – wymamrotała pod nosem, patrząc się w podłogę. – Naprawdę nie pamiętam dzwonienia do ciebie – dodała, zbierając się na odwagę i patrząc mi w oczy. – Ani palenia… Ogólnie wydawało mi się, że przespałam cały ten czas od kiedy wyszłaś z domu.
- Teraz to i tak nieważne. – Machnęłam dłonią, starając się zapomnieć o całej sytuacji. Wciąż byłam zła na Sophie za zmuszenie mnie do jazdy metrem i odwołanie całych moich planów na to popołudnie, ale wiedziałam, że kłótnia do niczego tutaj nie doprowadzi. Z resztą. Moje plany i tak nie były jakoś specjalnie ambitne.
Zjedliśmy przy wysepce w kuchni i po raz pierwszy odczułam brak stołu w naszym mieszkaniu. Nigdy wcześniej nie potrzebowaliśmy żadnego mebla, przy którym mogłaby zjeść większa grupa ludzi, bo kiedy przyjmowałyśmy gości, nie zostawali oni na obiad. Okay. Bądźmy szczerzy: jeśli do naszego mieszkania przychodził jakikolwiek gość był to jedynie aktualny chłopak Sophie i zostawał jedynie na noc.
- Wiecie, chyba znowu położę się do łóżka. Dopiero teraz zaczęłam czuć te papierosy i jest mi od nich strasznie niedobrze – wytłumaczyła się Sophie i wycofała do swojej sypialni. Patrzyłam na nią z niepokojem. Mogła mnie irytować i wkurzać czasami, ale wciąż była moją przyjaciółką i bałam się o nią. Sophie nieczęsto chorowała, a jeszcze rzadziej miewała zaniki pamięci po których budziła się otoczona papierosowym dymem.
Chociaż otworzyliśmy wszystkie okna, w salonie wciąż czuć było dym, więc przenieśliśmy się z Jimem do mojej sypialni, gdzie chłopak nieśmiało zajął miejsce na podłodze koło mojego materaca. Z rozbawieniem rozłożyłam się na swojej pościeli, patrząc jak skrępowany jest Jim.
- Tu jest wygodniej. – Poklepałam miejsce obok siebie na materacu.
Jim z wahaniem położył się obok mnie na plecach i skrzyżował ręce za głową, wpatrując się w sufit.
- Przepraszam, że tak się was uczepiłem – powiedział nagle, a ja podniosłam się na jednym ramieniu, posyłając mu zaskoczone spojrzenie. – Po prostu nie znam za wiele osób w Londynie, a z moją siostrą nie da się poznać nikogo, bo jest strasznie antyspołeczna…
- Ale nie musisz mi się z niczego tłumaczyć, Jim – uspokoiłam go ze śmiechem. – Nie przeszkadza mi twoje towarzystwo, a Sophie spodobałeś się od momentu, w którym zobaczyła cię w klubie, więc nie musisz się o nic martwić.
- Naprawdę? – spojrzał na mnie, szczerze zdziwiony. – Spodobałem się jej?
Uśmiechnęłam się szeroko, nie dając mu żadnej odpowiedzi.
- Wiesz… - zawahał się. – Chyba muszę ci coś powiedzieć.
Przekręciłam się na plecy, tak, że teraz oboje patrzyliśmy się na biały sufit w moim pokoju. Zza okna dochodziły do nas odgłosy popołudniowego ruchu ulicznego i szczekających psów, a z sypialni Sophie dobywała się cicha, spokojna muzyka, której słuchała, kiedy nie mogła zasnąć.
- Co takiego? – zapytałam się go, nie odrywając spojrzenia od sufitu.
- Nie wiedziałem, jak to powiedzieć na początku i myślałem, że pewnie i tak nie utrzymamy kontaktu, więc byłem cicho, ale teraz… wydaje mi się, że to byłoby nie fair, gdybym to przed tobą ukrywał. Tylko… Może nie mów jeszcze Sophie, okay? Nie wiem, czy chcę, żeby wszyscy wiedzieli, bo… - powiedział na jednym wdechu i zawahał się.
Kiwnęłam głową, by go zachęcić.
- Tak?
- Jestem gejem. – Wypuścił w końcu powietrze i wciąż wpatrywał się w sufit, unikając mojego spojrzenie. Zaśmiałam się cicho i pokiwałam głową.
- Okay – powiedziałam z uśmiechem.
- Okay?
- Okay. Już o tym wiedziałam.
- Wiedziałaś? – zdziwił się. – Ale skąd? Jak się dowiedziałaś?
- Nie wiem jak… Po prostu wiedziałam. – Wzruszyłam ramionami. – Nie mówię, że to było takie oczywiste. Jakoś od zawsze łatwo przychodziło mi odczytywanie ludzi. To całkiem zabawne, kiedy twoje domysły okazują się prawdą…
Uśmiechnęłam się do niego szeroko. Odpowiedział delikatnym uśmiechem i odwrócił zamyślone spojrzenie.
- Więc nie przeszkadza ci to? – zapytał z wahaniem.
- Co? Że jesteś gejem? Proszę cię… - prychnęłam, przekręcając oczami. Dopiero teraz Jim zdobył się na szerszy uśmiech i wyraźnie wyluzował przy mnie. Chyba mu ulżyło.
Leżeliśmy na moim materacu rozmawiając o jakichś błahych sprawach, jak nasz ulubiony kolor czy napój, a kiedy już nasza rozmowa kompletnie straciła sens po prostu śmialiśmy się z wszystkiego. Dowiedziałam się, że Jim uwielbia niebieski i mógłby na okrągło pić sok ze świeżo wyciskanych pomarańczy, a do jedzenia mieć rybę z frytkami.
Po godzinie Sophie weszła do mojego pokoju z uśmiechem na ustach, którego nie widziałam już od dobrych kilku dni.
- Już się czujesz lepiej? – zapytałam, chociaż widziałam po jej postawię, że wrócił jej humor i siły. Znów wyglądała jak moja stara, dobra, ciągle wesoła przyjaciółka.
- Tak. Drzemka dobrze mi zrobiła. – Zajęła miejsce na skraju materaca i uśmiechnęła się do nas. – Więc? O czym rozmawialiście?
Popatrzyłam na Jima i starałam się przypomnieć, gdzie stanęła nasza rozmowa, ale jedyne co pamiętałam to jakieś kompletnie niepowiązane ze sobą zdania, z których oboje śmialiśmy się jak pijani.
- Nie pamiętam. – Jim wzruszył ramionami i ponownie zaniósł się śmiechem. Zawtórowałam mu.
- Aha. – Podejrzliwe spojrzenie Sophie wędrowało pomiędzy mną a Jimem. – Więc może kiedy już przestaniecie się chichrać z byle powodu posłuchacie mojej propozycji z jaką do was przyszłam…
Sophie zadarła do góry nos, udając urzędowy ton. Wyprostowałam się na siedząco i kiwnęłam do niej głową, wchodząc w swoją rolę.
- Już pani słucham. – Mrugnęłam, dając jej znak, że może mówić. Jim podparł się na dłoniach, ustawiając się w pozycji siedzącej obok mnie i wpatrując się w nas z rozbawieniem. Wciąż nie mógł przestać się uśmiechać po naszych ostatnim wybuchu śmiechu.
- A wiec… Napisał do mnie Oliver… - zaczęła Sophie, a ja automatycznie przekręciłam oczami słysząc to imię. – Wiem, że go nie lubisz Jas, ale posłuchaj tylko! – ostrzegła mnie przyjaciółka.
Oliver był byłym chłopakiem Sophie, do którego wracała i odchodziła średnio co trzy miesiące. Był wysoki i przerażająco chudy i były takie czasy, kiedy podejrzewałam go o branie narkotyków, ponieważ ręce wciąż mu się trzęsły, a pod oczami zawsze miał sine worki. Później dowiedziałam się, że odczuwał tak zwane „drżenie samoistne”, co nie przeszkadzało mu w imprezowaniu, stąd wciąż zmęczony wyraz twarzy.
- Więc Oliver napisał, że robią dzisiaj z kumplami imprezę w ich domu i zaprasza nas wszystkich. Co wy na to? – Sophie klasnęła w dłonie z ekscytacją, podczas gdy ja zrobiłam kwaśną minę.
- No nie wiem… - mruknęłam.
- Jas! Nie daj się prosić! – jęknęła Sophie odchylając głowę do tyłu. – Ciągle tylko siedzisz w domu…
- Ej, wczoraj dałam się wyciągnąć i widzisz jak to się skończyło… – broniłam się.
- Poznałaś Jima? – Sophie podniosła znacząco brew, udając, że nic innego nie wydarzyło się wczorajszej nocy. Miałam ochotę przekręcić oczami z irytacją, ale czułam, że już tego nadużywam.
Ponownie skrzywiłam się, szukając jakiego sposoby, by wymigać się od imprezy.
- Wiesz, jaki jest twój problem? – spytała się mnie przyjaciółka, próbując przybrać poważny wyraz twarzy.
- Mam duże cycki, ale mały tyłek? – Wiedziałam, że Sophie nie rozbawi mój żart, bo nigdy nie rozumiała mojego poczucia humoru, ale byłam zadowolona, kiedy usłyszałam śmiech Jima tuż obok siebie.
- Nieee… Ty po prostu boisz się ludzi.
- Wcale nie boję się ludzi! – krzyknęłam, oburzona.
- Właśnie, że tak. Nie chcesz iść w żadne fajne miejsce, bo wiesz, że będzie tam tłum ludzi, których nie znasz. A przecież właśnie o to chodzi, żeby ich poznać! – Sophie uśmiechnęła się do mnie szeroko. Postanowiłam złapać się mojej ostatniej deski ratunku.
- A ty chcesz iść? – zwróciłam się do Jima, mając nadzieję, że przynajmniej on stanie po mojej stronie i będzie chciał zostać w domu. Wzruszył ramionami, patrząc się niepewnie między mnie a Sophie.
- Więc ustalone! – Sophie skoczyła na równe nogi z uśmiechem od ucha do ucha. – Wychodzimy o ósmej. Bądźcie gotowi!
Wyszła z pokoju zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. Padłam na poduszki, gdy tylko usłyszałam trzask zamykanych drzwi do jej pokoju.

_____________________

Następny rozdział pojawi się środę / czwartek i na pewno się wam spodoba. 
Mi się przynajmniej podoba ;)

4 komentarze:

  1. No i zgadnie że na imprezie pojawi się ten tajemniczy <3. Czekam ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Super ;) Czekam na następny :p

    OdpowiedzUsuń
  3. Super jak zawsze, tylko mało akcji :/ czekam na ciąg dalszy :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Strasznie mi się podoba twoje opowiadanie! :)

    OdpowiedzUsuń