poniedziałek, 7 lipca 2014

Rozdział siódmy



- Twój świat, w którym się urodziłaś i wychowałaś nie jest jedynym, jaki istnieje. Cały wszechświat jest podzielony na wiele… warstw i czasoprzestrzeni. – Zmarszczyłam brwi, ale zachowałam milczenie, pamiętając o ostrzeżeniu Jamesa, by mu nie przerywać podczas opowieści. – Na przykład rzeczywistość Stróży, czyli mojej rasy, różni się od tej ludzkiej. U nas czas płynie szybciej lub wolniej w zależności od naszych potrzeb, a nasza gama barw jest znacznie bardziej ograniczona od waszej. Dominują raczej chłodne kolory.
Przerwał na chwilę, by zbadać jak reaguję na tę nowość. Postanowiłam nie odzywać się aż do momentu, w którym obwieści mi, że skończył z opowiadaniem bajek na dzisiaj i wyjaśni mi cały żart.
- Takich rzeczywistości jest cała masa i prawdopodobnie dziewięćdziesiąt dziewięć procent z nich nie będzie dla ciebie nigdy dostępnych, bo Stróże to jedyne istoty, które mają dostęp do każdej z… warstw. Później ci to wytłumaczę. – dodał szybko, interpretując mój zagubiony wyraz twarzy. – Inne istoty nie mają prawa dostać się do obcych rzeczywistości bez zaproszenia od rasy zamieszkującej daną warstwę, a ponieważ przemieszczanie się między nimi już i tak jest bardzo trudne, jest praktycznie niemożliwe, by ktokolwiek próbował zaprosić obcego do siebie.
Czasami jednak niektóre warstwy kolidują ze sobą, a wtedy tworzy się między nimi tunel, przez który każdy może się przekraść. No, może znowu nie każdy, a raczej każdy, kto jest świadomy mocy takiego tunelu. W taki sposób do twojego świata na przykład przedostały się Cienie, o których wspominałaś.
James zrobił pauzę i ponownie spojrzał na mnie, jak gdyby obawiał się, że zaraz zemdleję. Nawet nie wiedział w jakim był błędzie podejrzewając mnie o utratę przytomności, ponieważ miałam ochotę zrobić coś wręcz odwrotnego – chciałam podnieść się na równe nogi i uciec jak najdalej od tego szaleńca.
- Masz jakieś pytania dotyczące tych… warstw?
Zastanowiłam się i po przekonaniu samej siebie, że jeśli to ma być wielki żart to po prostu po tym wszystkim będę udawać, że od początku nie wierzyłam w ani jedno jego słowo, powiedziałam:
- Jak można podróżować między światami?
- Hmm – zastanowił się James, marszcząc czoło i spuszczając spojrzenie na podłogę pomiędzy nami. Siedział teraz oparty o framugę łóżka, podczas gdy ja cisnęłam się pod ścianą, jak najdalej od niego. – Dobre pytanie, ale trudno na nie odpowiedzieć. Jakoś… nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Na przykład Stróże muszą po prostu skupić się na celu swojej podróży i dobrze wiedzieć, dokąd chcą dojść. Wtedy po prostu idziemy przed siebie i dostajemy się na miejsce, ale nie mam pojęcia jak robią to inne istoty.
Kiwnęłam głową ze zrozumieniem. Jego bajka wydawała się coraz ciekawsza.
- To może teraz wytłumaczę ci coś, od czego powinienem chyba zacząć – powiedział James i spojrzał na mnie chłodno. Nie wiedziałam skąd brało się w nim tyle nienawiści do mnie, ale nie miałam ochoty się go o to pytać. – Kim są Stróże…
Skupiłam na nim zafascynowane spojrzenie. Od początku miałam ochotę spytać się go, kim były te stworzenia, o których bredził, więc teraz nastawiłam uszu.
- Istnieliśmy od początku światów i zostaliśmy stworzeni, by opiekować się ludźmi. Każdy człowiek ma swojego własnego Strażnika, kogoś jak Anioł Stróż, tylko, że my nie lubimy używać tej nazwy. Nie próbuj nawet wymawiać jej w towarzystwie jakiegoś Strażnika.
Stróże mają dużo mocy, które pomagają nam w wypełnianiu naszych obowiązków. Na przykład możemy kontrolować ludzkie umysły tak, że gdybyśmy chcieli, moglibyśmy im wmówić dosłownie wszystko. Słyszałaś na przykład historię o Jamesie, studencie, który pojawia się tutaj regularnie i robi wokół siebie dużo szumu?
- Coś obiło mi się o uszy – wymruczałam pod nosem, nie patrząc się mu w oczy. Przypomniałam sobie wszystko, co mówił mi o nim Noah i sama zaczynałam się gubić w ich wyznaniach. Kto miał rację?
Noah przynajmniej brzmiał racjonalnie.
- Wmówiłem to wszystkich dosłownie kilka godzin temu. Tak naprawdę jestem tutaj pierwszy raz w swoim życiu i prawdopodobnie też ostatni. Więc… Poza kontrolą umysłu jesteśmy również niewidzialni dla ludzi. Ujawniamy się tylko, gdy tego chcemy i to również jest dość skomplikowane…
- Dlaczego? – zapytałam, zanim przypomniałam sobie, że miałam czekać z pytaniami.
James posłał mi poirytowane spojrzenie, ale nie skomentował mojej niesubordynacji.
- Ponieważ nie mamy własnej ludzkiej postaci – opowiedział, czym zbił mnie z tropu.
Jak to nie mają ludzkiej postaci? To co, w takim razie, mam teraz przed oczami? Hologram? Chciałam wyśmiać go za zbyt wybujała wyobraźnię, ale coś w jego oczach mówiło mi, że James jest śmiertelnie poważny. Nie widziałam z resztą, by kiedykolwiek wyglądał jakby żartował.
- Nie zostaliśmy stworzeni w świcie ludzi, więc nie mamy naszej własnej ludzkiej formy. Możemy się ukazywać, ale nasz wygląd w całości zależy od osoby, która na nas patrzy.
Popatrzyłam na niego niepewnie.
- Nasz wygląd ma przyciągać ludzi do nas i wzbudzać ich zaufanie. – Nie powiedziałabym, żeby wygląd Jamesa wzbudzał moje zaufanie, ale jak najbardziej mnie do niego przyciągał. Spojrzałam jeszcze raz na jego tatuaże i kolczyk w wardze i w duchu westchnęłam z zachwytu, niczym niedojrzała nastolatka. – Wiem, że zdajesz sobie sprawę z tego, o czym mówię.
Kiwnęłam głową. Po co ukrywać coś, co jest oczywiste?
Zaraz. A jeśli James sobie ze mnie żartuję i właśnie podstępem wyciągnął ze mnie, że uważam, że jest strasznie atrakcyjny? Poczułam, jak cała się czerwienie.
- Nie możemy jednak zobaczyć, jak wyglądamy dla kogoś dopóki nie nawiążemy jakiegokolwiek kontaktu fizycznego z danym człowiekiem. Na przykład, gdybyś mnie wtedy nie dotknęła w tym zaułku, nie wiedziałbym o tym. – Wziął swój kolczyk w dwa palce i bawił się nim przez sekundę, patrząc prowokująco na mnie. Doskonale wiedział, jak to na mnie działa. – Ani o tym – przejechał dłonią po czerwonej róży na środku jego szyi. Przeszedł mnie dreszcz.
- Każdy Strażnik, którego bym zobaczyła, wyglądałby dla mnie tak samo? – zapytałam, kiedy pytanie nagle wyskoczyło na wierzch mojej podświadomości. Do tego chciałam jakoś odciągnąć myśli od pełnych warg Jamesa, którymi przytrzymywał srebrny kolczyk.
- Nie wydaje mi się. Ludzie mają różne cechy, które są dla nich atrakcyjne. Na pewno wiele rzeczy byłoby w nas podobnych, ale raczej nie wyglądalibyśmy jak armia klonów.
Kiwnęłam głową, unikając jego spojrzenia. Chyba skończył swoją historię i czekał na resztę moich pytań, ale nagle wszystkie wyparowały z mojej głowy.
- Więc jesteś Strażnikiem? – zapytałam w końcu, po chwili niezręcznej ciszy.
- Nie. Ja jestem tylko Stróżem. Strażnik to ktoś, kto ma przypisanego człowieka do ochrony.
- Dlaczego ty nikogo nie chronisz?
- Nie twoja sprawa. – Jego ton znów był przerażająco chłodny i zdystansowany.
Zamilkłam. Myślałam intensywnie nad tym, o co mogłabym się go zapytać, ale jednocześnie obawiałam się, że jeśli za bardzo zaangażuję się w tę rozmowę, James wyśmieję mnie od łatwowiernych idiotek, którym można wcisnąć każdą bzdurę.
- Jak znalazłeś się w tamtym zaułku?
- To również nie twoja sprawa – warknął. Zmarszczyłam brwi.
- Myślałam, że chciałeś mi wszystko wytłumaczyć – odburknęłam, unikając jego spojrzenia.
- Wytłumaczę ci tylko to, co musisz wiedzieć.
- Po co? – To pytanie nasuwało mi się na język od początku rozmowy, ale nie miałam odwagi wypowiedzieć go na głos. Nie rozumiałam jaki pożytek z mówienia mi tego wszystkiego ma James.
- Bo jesteś ponadnaturalna – odpowiedział, jak gdyby to było oczywiste. Nie było. Przynajmniej nie dla mnie. – Nie masz tej typowej dla ludzi aury, która zazwyczaj was otacza, ale jednocześnie nie pasujesz do żadnej ze znanych mi ras. Dlatego musiałem z tobą porozmawiać. Niezidentyfikowani ponadnaturalni to zazwyczaj demony, albo inne wrogie stworzenia, przed którymi musimy bronić ludzi.
- Więc walczycie z demonami?
- Nie my. My tylko opiekujemy się ludźmi, nic więcej. Od walki są Gwardziści. Są silniejsi od Stróży, ale nigdy nie pokazują się na Ziemi w swojej ludzkiej postaci, chociaż podobno mogą taką przybrać w wyjątkowych sytuacjach…
- Na przykład? – przerwałam mu i od razu zauważyłam cień rozdrażnienia przechodzący po jego twarzy.
- Na przykład, kiedy muszą zmierzyć się z jakimś demonem w publicznej sytuacji bez wzbudzania podejrzeń ludzi. To skomplikowane. Gwardziści nie utrzymują przyjaznych stosunków z żadnymi istotami ponadnaturalnymi, chociaż często muszą z nimi współpracować. Są… samotnikami.
James zamilkł, a ja przez chwilę wpatrywałam się w swoje dłonie splecione na moich zgiętych nogach i trawiłam wszystkie informacje. Czułam, że zaraz od tego wszystkiego oszaleję.
- Mówiłeś, że jestem ponadnaturalna… - wyszeptałam, dobierając ostrożnie słowa. – Co to znaczy?
- To znaczy, że nie jesteś do końca człowiekiem. Widzę w tobie wiele cech ludzkich, ale coś jest z tobą nie tak…
- Coś jest ze mną nie tak? – przerwałam mu i z przestrachem zobaczyłam, jak zaciska wargi, próbując zapanować nad nerwami. Już zdążyłam się nauczyć, że James nie jest za bardzo cierpliwy, ale nie mogłam powstrzymać pytań, które wciąż mi się nasuwały.
- Czy twoi rodzice nigdy nie mówili ci o ponadnaturalnych? – zapytał James, a ja mimowolnie odwróciłam wzrok. Jedyną osobą, z którą mogłam rozmawiać o swojej rodzinie była Sophia, bo ona znała moją sytuację od początku. Nie chciałam wyjaśniać teraz wszystkiego Jamesowi.
Pokręciłam głową, zaprzeczając.
- To dziwne. Możliwe, że jeden z twoich rodziców był ponadnaturalny i dlatego nie mogę cię wyraźnie odczytać – powiedział chłopak, przejeżdżając dłonią po swoich splątanych włosach. Nie wydawał się ani trochę zaalarmowany moją reakcją na wspomnienie moich rodziców, przez co odetchnęłam z ulgą. – Nie rozumiem tylko, dlaczego miałby to przed tobą ukrywać…
Wzruszyłam ramionami. Chciałam skończyć już ten temat i wrócić do moich pytań.
Wykorzystałam chwilę ciszy, gdy James zamilkł, myśląc nad czymś intensywnie.
- Czym są konkretnie te cienie? Te, które cię zaatakowały w zaułku…
Posłał mi rozdrażnione spojrzenie, a ja zaczęłam się zastanawiać co znowu zrobiłam nie tak.
- Już ci mówiłem – odparł ostrym tonem. Nie wiedziałam, dlaczego nagle znowu zrobił się zły. – To tylko istoty z innej warstwy. Przeszły do tego świata, bo znalazły tunel, ale akurat nimi nie musisz się przejmować. Są dość łatwe do pokonania, szczególnie w nocy.
- Dlaczego?
- Trudno powiedzieć. Po prostu są wtedy słabsze.
- No tak… - pokiwałam głową ze zrozumieniem. Nagle z korytarza dobiegły nas odgłosy czyichś rozmów, więc nerwowo spojrzałam na zegarek, by zobaczyć, która jest godzina. Z przerażeniem uświadomiłam sobie, że spędziliśmy z Jamesem w tym pokoju ponad godzinę.
- Boże, siedzieliśmy tu już za długo – szepnęłam, skacząc na równe nogi i poprawiając bluzkę. James spojrzał na mnie obojętnie. – Sophie i Jim mogli mnie szukać…
- Nie uważasz, że zadzwoniliby, gdyby nie mogli cię znaleźć? – zapytał James, a ja automatycznie powędrowałam dłonią do kieszeni moich dżinsów. Były puste.
Przypomniałam sobie, że wkładałam komórkę do kurtki, w której przyszłam, ale nawet nie wiedziałam kiedy i gdzie ją odłożyłam. Mogła teraz być dosłownie wszędzie.
- Zostawiłam swoją komórkę w kurtce… - mruknęłam, przeszukując na wszelki wypadek wszystkie kieszenie w moich spodniach. Tak, jakbym nie wyczuła swojej komórki przez materiał, gdyby ona rzeczywiście tam była. Zaczynałam panikować, a chłodny ton Jamesa i jego zdystansowana postawa jeszcze szybciej wyprowadzały mnie z równowagi.
- W takim razie lepiej już idź – westchnął ze znudzeniem, wskazując dłonią drzwi. Zawahałam się.
- Nie będziesz mnie już więcej szukał? – zapytałam się go, by upewnić się, że nigdy więcej już nie będę musiała przechodzić przez podobną rozmowę do tej, która miała miejsce chwilę temu.
- Nie jesteś niebezpieczeństwem. – Wzruszył ramionami. – Tylko uważaj na wszystkie dziwne zjawiska, które będą się wokół ciebie działy. Ponadnaturalni zamknięci w ludzkim świecie mają niezwykłą tendencję do ściągania na siebie kłopotów.
- Jasne, zanotuję to sobie. – Sarkazm w moim głosie był wystarczająco wyraźny, by nawet James go dosłyszał i spojrzał na mnie z lekko ściągniętymi brwiami. W końcu wywołałam na jego twarzy jakąkolwiek reakcję! Brawo dla mnie!
Wyszłam z pokoju i pierwszym, co rzuciło mi się w oczy, była para, wysoka blondynka i równie wysoki chłopak o jasno-kasztanowych włosach, całujący się na końcu korytarza. Rozpoznałam Sophie i Olivera i szybko ruszyłam w drugą stronę, zanim którekolwiek z nich mogło mnie dostrzec.
Zeszłam na dół, mijając po drodze pierwszych poległych imprezowiczów. Jim siedział na dole schodów i robił coś na swojej komórce, a kiedy do niego podeszłam, schował szybko telefon i popatrzył się na mnie z ulgą.
- Próbowałem się do ciebie dodzwonić przez jakieś pół godziny! – pochylił się nade mną, przekrzykując muzykę dochodzącą z salonu. Kątem oka zobaczyłam samotnego Noah, siedzącego na kanapie i wpatrującego się przed siebie pustym spojrzeniem. Miałam ochotę podejść do niego i zagadać, ale nie chciałam zostawić Jima.
- Przepraszam, rozmawiałam z… ze znajomym – wymamrotałam, automatycznie czując wyrzuty sumienia przez ukrywanie prawdy przed Jimem. – Nie wiem, gdzie jest mój telefon.
- Chciałem tylko powiedzieć, że muszę już iść – wytłumaczył się Jim. – Gemma dzwoniła do mnie chwilę temu i prosiła, żebym już wracał do domu, bo nie czuje się za dobrze. Zamówiłem już taksówkę. Wracasz ze mną?
Zastanowiłam się chwilę. Z jednej strony wcale nie miałam ochoty na tańczenie ani picie na tej imprezie, ale z drugiej… Noah siedział sam na kanapie i wyglądał na zdołowanego. Do tego nie mogłam tak po prostu zostawić tutaj Sophie. Miałyśmy wracać razem.
Pokręciłam głową.
- Wrócę później z Sophie – poinformowałam go. Jim kiwnął głową na znak, że mnie rozumie, a po krótkich słowach pożegnania, wyszedł z domu, omijając po drodze ludzi odbijających się od ścian w tańcu.
Patrzyłam, jak wychodzi, a kiedy zniknął za drzwiami, odwróciłam się w stronę Noah. Wciąż siedział na kanapie, nie odzywając się do nikogo wokoło. Wepchnęłam się między niego, a jakiegoś śpiącego chłopaka o przemoczonej alkoholem koszuli i posłałam mu przyjacielski uśmiech.
- Hej, Jas – powiedział Noah pogodnie, chociaż uśmiech nie dotarł do jego oczu. – Jak się bawisz?
Po sposobie w jaki mówił mogłam się domyślić, że zdążył już dużo wypić. Siedział sztywno, z rękami na jego kolanach i delikatnie pochylał się do przodu. Mogłam złapać jego spojrzenie tylko na kilka sekund, zanim odwracał je i patrzył się w jakiś punkt na ścianie po przeciwnej stronie pokoju.
- Całkiem w porządku – skłamałam. – Wszystko u ciebie okay?
- Taa, tak – pokiwał ciężką głową, marszcząc zabawnie nos i prychając nieszczerym śmiechem. – Chyba trochę za dużo wypiłem…
- Naprawdę? – spróbowałam użyć niezawodnego sarkazmu. – Nic po tobie nie widać.
- To dobrze. – Noah uśmiechnął się do mnie, nie rozumiejąc żartu. – Jas, Jas, Jas…
- Tak?
Ta rozmowa zaczynała mi się całkiem podobać. Nigdy nie widziałam Noah pijanego do tego stopnia, więc było to coś dość ciekawego.
- Jas… - powiedział jeszcze raz i pochylił się nade mną. Jego ręce nie znajdowały się już na jego kolanach. Poczułam jedną dłoń dotykającą delikatnie mojego ramienia. Jego ciepły oddech przesiąknięty alkoholem owiał moją twarz. – Jasmine.
Pocałował mnie niespodziewanie. W sumie to nie powinno być to dla mnie niespodzianką, a jednak i tak odsunęłam się z zaskoczeniem, nie wiedząc jak zareagować na jego ruch. Nagle dotarło do mnie, że Noah wciąż patrzy się na mnie, jak gdyby czekał, aż podejmę inicjatywę. Zobaczyłam jego świecące się, zielone oczy, dokładnie takie same jak u Jamesa, i przypomniałam sobie dzień, w którym Sophie wyznała mi, że rozmawiała z Noah o mnie i chłopak wyznał jej, że boi się, że źle zrozumiem jego intencję i będę chciała angażować się w coś poważnego. Otrząsnęłam się z myśli, przypominając sobie, że to nie pora na takie przemyślenia.
Pochyliłam się nad nim i pocałowałam jego dolną wargę. Nie, żeby taki był plan. Po prostu poruszył się, zanim dotarłam do jego ust. Były miękkie i smakowały jak alkohol, który niedawno pił, a jednak było coś przyjemnego i elektryzującego w tym pocałunku. Może pomagał w tym fakt, że od zawsze tak naprawdę czekałam na ten moment.
Jego wargi wpiły się mocniej w moje i po sekundzie poczułam jego język wsuwający się do moich ust. Rozchyliłam wargi, rozkoszując się chwilą. Dłoń Noah przesunęła się po mojej szyi, zostawiając gęsią skórkę w miejscach, których dotknęła. Przeszedł mnie dreszcz i bez zastanowienia również sięgnęłam ręką do długich włosów chłopaka.
- Jas – wyszeptał prosto w moje usta. Jego głos w tamtej chwili był najbardziej seksownym dźwiękiem jaki w życiu słyszałam. 


__________________________

Od razu chciałabym was poinformować, że 20 lipca wyjeżdżam do Londynu na dwa tygodnie i w tym czasie nie będę mogła nic robić na blogu. Przed wyjazdem dodam jeszcze jeden rozdział (prawdopodobnie 18 lipca). 
Udanych wakacji wszystkim! :)

5 komentarzy:

  1. Genialny rozdział! Super pomysł. Ciekawa jestem w jakich okolicznościach James wróci do życia Jas.
    Akcji z Noah się kompletnie nie spodziawałam sle podobało mi się. Lubie takie sceny, szczególnie kiedy są tak umiejętnie poprowadzone. Master piece!
    Widzę, że szalejesz z tymi wyjazdami do Angli ;) Życzę miłego pobytu. Ja akurat dziś rano wyruszam do ojczyzny na ponad dwa tygodnie, ale coś mi chyba pogoda nie dopisze, cały czas burze i deszcze zapowiadają :/
    Pozdrawiam i życzę dużo weny :)
    Czekam na kolejny rozdział :)
    Agnes

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To mój ostatni zaplanowany wyjazd, potem już chyba będę musiała czekać, aż jakaś okazja na studiach się znajdzie może :P
      Niby zapowiadają burze u nas, ale z tego co widzę za oknem to ciągle tylko słońce i słońce, także spokojnie ;)
      Dziękuję za komentarz i życzę udanego pobytu w Polsce :3

      Usuń
  2. Świetny rozdział ;) Do następnego :p

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam to opowiadanie :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Zajebisty jak zawsze zresztą. <3 A co z Jamsem.?! Szczerze to tak to mądrze wytłumaczyłaś że musiałam się chwilę zastanowić nad tym <3

    OdpowiedzUsuń