- Twój świat, w którym się
urodziłaś i wychowałaś nie jest jedynym, jaki istnieje. Cały wszechświat jest
podzielony na wiele… warstw i czasoprzestrzeni. – Zmarszczyłam brwi, ale
zachowałam milczenie, pamiętając o ostrzeżeniu Jamesa, by mu nie przerywać
podczas opowieści. – Na przykład rzeczywistość Stróży, czyli mojej rasy, różni
się od tej ludzkiej. U nas czas płynie szybciej lub wolniej w zależności od
naszych potrzeb, a nasza gama barw jest znacznie bardziej ograniczona od
waszej. Dominują raczej chłodne kolory.
Przerwał na chwilę, by zbadać jak
reaguję na tę nowość. Postanowiłam nie odzywać się aż do momentu, w którym
obwieści mi, że skończył z opowiadaniem bajek na dzisiaj i wyjaśni mi cały
żart.
- Takich rzeczywistości jest cała
masa i prawdopodobnie dziewięćdziesiąt dziewięć procent z nich nie będzie dla
ciebie nigdy dostępnych, bo Stróże to jedyne istoty, które mają dostęp do
każdej z… warstw. Później ci to wytłumaczę. – dodał szybko, interpretując mój
zagubiony wyraz twarzy. – Inne istoty nie mają prawa dostać się do obcych
rzeczywistości bez zaproszenia od rasy zamieszkującej daną warstwę, a ponieważ
przemieszczanie się między nimi już i tak jest bardzo trudne, jest praktycznie
niemożliwe, by ktokolwiek próbował zaprosić obcego do siebie.
Czasami jednak niektóre warstwy
kolidują ze sobą, a wtedy tworzy się między nimi tunel, przez który każdy może
się przekraść. No, może znowu nie każdy, a raczej każdy, kto jest świadomy mocy
takiego tunelu. W taki sposób do twojego świata na przykład przedostały się
Cienie, o których wspominałaś.
James zrobił pauzę i ponownie
spojrzał na mnie, jak gdyby obawiał się, że zaraz zemdleję. Nawet nie wiedział
w jakim był błędzie podejrzewając mnie o utratę przytomności, ponieważ miałam
ochotę zrobić coś wręcz odwrotnego – chciałam podnieść się na równe nogi i
uciec jak najdalej od tego szaleńca.
- Masz jakieś pytania dotyczące
tych… warstw?
Zastanowiłam się i po przekonaniu
samej siebie, że jeśli to ma być wielki żart to po prostu po tym wszystkim będę
udawać, że od początku nie wierzyłam w ani jedno jego słowo, powiedziałam:
- Jak można podróżować między
światami?
- Hmm – zastanowił się James,
marszcząc czoło i spuszczając spojrzenie na podłogę pomiędzy nami. Siedział
teraz oparty o framugę łóżka, podczas gdy ja cisnęłam się pod ścianą, jak
najdalej od niego. – Dobre pytanie, ale trudno na nie odpowiedzieć. Jakoś… nigdy
się nad tym nie zastanawiałem. Na przykład Stróże muszą po prostu skupić się na
celu swojej podróży i dobrze wiedzieć, dokąd chcą dojść. Wtedy po prostu
idziemy przed siebie i dostajemy się na miejsce, ale nie mam pojęcia jak robią
to inne istoty.
Kiwnęłam głową ze zrozumieniem.
Jego bajka wydawała się coraz ciekawsza.
- To może teraz wytłumaczę ci
coś, od czego powinienem chyba zacząć – powiedział James i spojrzał na mnie
chłodno. Nie wiedziałam skąd brało się w nim tyle nienawiści do mnie, ale nie
miałam ochoty się go o to pytać. – Kim są Stróże…
Skupiłam na nim zafascynowane
spojrzenie. Od początku miałam ochotę spytać się go, kim były te stworzenia, o
których bredził, więc teraz nastawiłam uszu.
- Istnieliśmy od początku światów
i zostaliśmy stworzeni, by opiekować się ludźmi. Każdy człowiek ma swojego
własnego Strażnika, kogoś jak Anioł Stróż, tylko, że my nie lubimy używać tej
nazwy. Nie próbuj nawet wymawiać jej w towarzystwie jakiegoś Strażnika.
Stróże mają dużo mocy, które
pomagają nam w wypełnianiu naszych obowiązków. Na przykład możemy kontrolować
ludzkie umysły tak, że gdybyśmy chcieli, moglibyśmy im wmówić dosłownie
wszystko. Słyszałaś na przykład historię o Jamesie, studencie, który pojawia
się tutaj regularnie i robi wokół siebie dużo szumu?
- Coś obiło mi się o uszy –
wymruczałam pod nosem, nie patrząc się mu w oczy. Przypomniałam sobie wszystko,
co mówił mi o nim Noah i sama zaczynałam się gubić w ich wyznaniach. Kto miał
rację?
Noah przynajmniej brzmiał
racjonalnie.
- Wmówiłem to wszystkich
dosłownie kilka godzin temu. Tak naprawdę jestem tutaj pierwszy raz w swoim
życiu i prawdopodobnie też ostatni. Więc… Poza kontrolą umysłu jesteśmy również
niewidzialni dla ludzi. Ujawniamy się tylko, gdy tego chcemy i to również jest
dość skomplikowane…
- Dlaczego? – zapytałam, zanim
przypomniałam sobie, że miałam czekać z pytaniami.
James posłał mi poirytowane
spojrzenie, ale nie skomentował mojej niesubordynacji.
- Ponieważ nie mamy własnej
ludzkiej postaci – opowiedział, czym zbił mnie z tropu.
Jak to nie mają ludzkiej postaci?
To co, w takim razie, mam teraz przed oczami? Hologram? Chciałam wyśmiać go za
zbyt wybujała wyobraźnię, ale coś w jego oczach mówiło mi, że James jest
śmiertelnie poważny. Nie widziałam z resztą, by kiedykolwiek wyglądał jakby
żartował.
- Nie zostaliśmy stworzeni w
świcie ludzi, więc nie mamy naszej własnej ludzkiej formy. Możemy się ukazywać,
ale nasz wygląd w całości zależy od osoby, która na nas patrzy.
Popatrzyłam na niego niepewnie.
- Nasz wygląd ma przyciągać ludzi
do nas i wzbudzać ich zaufanie. – Nie powiedziałabym, żeby wygląd Jamesa
wzbudzał moje zaufanie, ale jak najbardziej mnie do niego przyciągał.
Spojrzałam jeszcze raz na jego tatuaże i kolczyk w wardze i w duchu westchnęłam
z zachwytu, niczym niedojrzała nastolatka. – Wiem, że zdajesz sobie sprawę z
tego, o czym mówię.
Kiwnęłam głową. Po co ukrywać
coś, co jest oczywiste?
Zaraz. A jeśli James sobie ze
mnie żartuję i właśnie podstępem wyciągnął ze mnie, że uważam, że jest
strasznie atrakcyjny? Poczułam, jak cała się czerwienie.
- Nie możemy jednak zobaczyć, jak
wyglądamy dla kogoś dopóki nie nawiążemy jakiegokolwiek kontaktu fizycznego z
danym człowiekiem. Na przykład, gdybyś mnie wtedy nie dotknęła w tym zaułku,
nie wiedziałbym o tym. – Wziął swój kolczyk w dwa palce i bawił się nim przez
sekundę, patrząc prowokująco na mnie. Doskonale wiedział, jak to na mnie
działa. – Ani o tym – przejechał dłonią po czerwonej róży na środku jego szyi.
Przeszedł mnie dreszcz.
- Każdy Strażnik, którego bym
zobaczyła, wyglądałby dla mnie tak samo? – zapytałam, kiedy pytanie nagle
wyskoczyło na wierzch mojej podświadomości. Do tego chciałam jakoś odciągnąć
myśli od pełnych warg Jamesa, którymi przytrzymywał srebrny kolczyk.
- Nie wydaje mi się. Ludzie mają
różne cechy, które są dla nich atrakcyjne. Na pewno wiele rzeczy byłoby w nas
podobnych, ale raczej nie wyglądalibyśmy jak armia klonów.
Kiwnęłam głową, unikając jego
spojrzenia. Chyba skończył swoją historię i czekał na resztę moich pytań, ale
nagle wszystkie wyparowały z mojej głowy.
- Więc jesteś Strażnikiem? –
zapytałam w końcu, po chwili niezręcznej ciszy.
- Nie. Ja jestem tylko Stróżem.
Strażnik to ktoś, kto ma przypisanego człowieka do ochrony.
- Dlaczego ty nikogo nie
chronisz?
- Nie twoja sprawa. – Jego ton
znów był przerażająco chłodny i zdystansowany.
Zamilkłam. Myślałam intensywnie
nad tym, o co mogłabym się go zapytać, ale jednocześnie obawiałam się, że jeśli
za bardzo zaangażuję się w tę rozmowę, James wyśmieję mnie od łatwowiernych
idiotek, którym można wcisnąć każdą bzdurę.
- Jak znalazłeś się w tamtym
zaułku?
- To również nie twoja sprawa –
warknął. Zmarszczyłam brwi.
- Myślałam, że chciałeś mi
wszystko wytłumaczyć – odburknęłam, unikając jego spojrzenia.
- Wytłumaczę ci tylko to, co
musisz wiedzieć.
- Po co? – To pytanie nasuwało mi
się na język od początku rozmowy, ale nie miałam odwagi wypowiedzieć go na
głos. Nie rozumiałam jaki pożytek z mówienia mi tego wszystkiego ma James.
- Bo jesteś ponadnaturalna –
odpowiedział, jak gdyby to było oczywiste. Nie było. Przynajmniej nie dla mnie.
– Nie masz tej typowej dla ludzi aury, która zazwyczaj was otacza, ale
jednocześnie nie pasujesz do żadnej ze znanych mi ras. Dlatego musiałem z tobą
porozmawiać. Niezidentyfikowani ponadnaturalni to zazwyczaj demony, albo inne wrogie
stworzenia, przed którymi musimy bronić ludzi.
- Więc walczycie z demonami?
- Nie my. My tylko opiekujemy się
ludźmi, nic więcej. Od walki są Gwardziści. Są silniejsi od Stróży, ale nigdy
nie pokazują się na Ziemi w swojej ludzkiej postaci, chociaż podobno mogą taką
przybrać w wyjątkowych sytuacjach…
- Na przykład? – przerwałam mu i
od razu zauważyłam cień rozdrażnienia przechodzący po jego twarzy.
- Na przykład, kiedy muszą
zmierzyć się z jakimś demonem w publicznej sytuacji bez wzbudzania podejrzeń ludzi.
To skomplikowane. Gwardziści nie utrzymują przyjaznych stosunków z żadnymi
istotami ponadnaturalnymi, chociaż często muszą z nimi współpracować. Są…
samotnikami.
James zamilkł, a ja przez chwilę
wpatrywałam się w swoje dłonie splecione na moich zgiętych nogach i trawiłam
wszystkie informacje. Czułam, że zaraz od tego wszystkiego oszaleję.
- Mówiłeś, że jestem
ponadnaturalna… - wyszeptałam, dobierając ostrożnie słowa. – Co to znaczy?
- To znaczy, że nie jesteś do
końca człowiekiem. Widzę w tobie wiele cech ludzkich, ale coś jest z tobą nie
tak…
- Coś jest ze mną nie tak? –
przerwałam mu i z przestrachem zobaczyłam, jak zaciska wargi, próbując
zapanować nad nerwami. Już zdążyłam się nauczyć, że James nie jest za bardzo
cierpliwy, ale nie mogłam powstrzymać pytań, które wciąż mi się nasuwały.
- Czy twoi rodzice nigdy nie
mówili ci o ponadnaturalnych? – zapytał James, a ja mimowolnie odwróciłam
wzrok. Jedyną osobą, z którą mogłam rozmawiać o swojej rodzinie była Sophia, bo
ona znała moją sytuację od początku. Nie chciałam wyjaśniać teraz wszystkiego
Jamesowi.
Pokręciłam głową, zaprzeczając.
- To dziwne. Możliwe, że jeden z
twoich rodziców był ponadnaturalny i dlatego nie mogę cię wyraźnie odczytać –
powiedział chłopak, przejeżdżając dłonią po swoich splątanych włosach. Nie
wydawał się ani trochę zaalarmowany moją reakcją na wspomnienie moich rodziców,
przez co odetchnęłam z ulgą. – Nie rozumiem tylko, dlaczego miałby to przed
tobą ukrywać…
Wzruszyłam ramionami. Chciałam
skończyć już ten temat i wrócić do moich pytań.
Wykorzystałam chwilę ciszy, gdy
James zamilkł, myśląc nad czymś intensywnie.
- Czym są konkretnie te cienie?
Te, które cię zaatakowały w zaułku…
Posłał mi rozdrażnione
spojrzenie, a ja zaczęłam się zastanawiać co znowu zrobiłam nie tak.
- Już ci mówiłem – odparł ostrym
tonem. Nie wiedziałam, dlaczego nagle znowu zrobił się zły. – To tylko istoty z
innej warstwy. Przeszły do tego świata, bo znalazły tunel, ale akurat nimi nie
musisz się przejmować. Są dość łatwe do pokonania, szczególnie w nocy.
- Dlaczego?
- Trudno powiedzieć. Po prostu są
wtedy słabsze.
- No tak… - pokiwałam głową ze
zrozumieniem. Nagle z korytarza dobiegły nas odgłosy czyichś rozmów, więc
nerwowo spojrzałam na zegarek, by zobaczyć, która jest godzina. Z przerażeniem
uświadomiłam sobie, że spędziliśmy z Jamesem w tym pokoju ponad godzinę.
- Boże, siedzieliśmy tu już za
długo – szepnęłam, skacząc na równe nogi i poprawiając bluzkę. James spojrzał
na mnie obojętnie. – Sophie i Jim mogli mnie szukać…
- Nie uważasz, że zadzwoniliby, gdyby
nie mogli cię znaleźć? – zapytał James, a ja automatycznie powędrowałam dłonią
do kieszeni moich dżinsów. Były puste.
Przypomniałam sobie, że wkładałam
komórkę do kurtki, w której przyszłam, ale nawet nie wiedziałam kiedy i gdzie
ją odłożyłam. Mogła teraz być dosłownie wszędzie.
- Zostawiłam swoją komórkę w
kurtce… - mruknęłam, przeszukując na wszelki wypadek wszystkie kieszenie w
moich spodniach. Tak, jakbym nie wyczuła swojej komórki przez materiał, gdyby
ona rzeczywiście tam była. Zaczynałam panikować, a chłodny ton Jamesa i jego
zdystansowana postawa jeszcze szybciej wyprowadzały mnie z równowagi.
- W takim razie lepiej już idź –
westchnął ze znudzeniem, wskazując dłonią drzwi. Zawahałam się.
- Nie będziesz mnie już więcej
szukał? – zapytałam się go, by upewnić się, że nigdy więcej już nie będę
musiała przechodzić przez podobną rozmowę do tej, która miała miejsce chwilę
temu.
- Nie jesteś niebezpieczeństwem.
– Wzruszył ramionami. – Tylko uważaj na wszystkie dziwne zjawiska, które będą
się wokół ciebie działy. Ponadnaturalni zamknięci w ludzkim świecie mają
niezwykłą tendencję do ściągania na siebie kłopotów.
- Jasne, zanotuję to sobie. –
Sarkazm w moim głosie był wystarczająco wyraźny, by nawet James go dosłyszał i
spojrzał na mnie z lekko ściągniętymi brwiami. W końcu wywołałam na jego twarzy
jakąkolwiek reakcję! Brawo dla mnie!
Wyszłam z pokoju i pierwszym, co
rzuciło mi się w oczy, była para, wysoka blondynka i równie wysoki chłopak o
jasno-kasztanowych włosach, całujący się na końcu korytarza. Rozpoznałam Sophie
i Olivera i szybko ruszyłam w drugą stronę, zanim którekolwiek z nich mogło
mnie dostrzec.
Zeszłam na dół, mijając po drodze
pierwszych poległych imprezowiczów. Jim siedział na dole schodów i robił coś na
swojej komórce, a kiedy do niego podeszłam, schował szybko telefon i popatrzył
się na mnie z ulgą.
- Próbowałem się do ciebie
dodzwonić przez jakieś pół godziny! – pochylił się nade mną, przekrzykując
muzykę dochodzącą z salonu. Kątem oka zobaczyłam samotnego Noah, siedzącego na
kanapie i wpatrującego się przed siebie pustym spojrzeniem. Miałam ochotę
podejść do niego i zagadać, ale nie chciałam zostawić Jima.
- Przepraszam, rozmawiałam z… ze
znajomym – wymamrotałam, automatycznie czując wyrzuty sumienia przez ukrywanie
prawdy przed Jimem. – Nie wiem, gdzie jest mój telefon.
- Chciałem tylko powiedzieć, że
muszę już iść – wytłumaczył się Jim. – Gemma dzwoniła do mnie chwilę temu i
prosiła, żebym już wracał do domu, bo nie czuje się za dobrze. Zamówiłem już
taksówkę. Wracasz ze mną?
Zastanowiłam się chwilę. Z jednej
strony wcale nie miałam ochoty na tańczenie ani picie na tej imprezie, ale z
drugiej… Noah siedział sam na kanapie i wyglądał na zdołowanego. Do tego nie
mogłam tak po prostu zostawić tutaj Sophie. Miałyśmy wracać razem.
Pokręciłam głową.
- Wrócę później z Sophie –
poinformowałam go. Jim kiwnął głową na znak, że mnie rozumie, a po krótkich
słowach pożegnania, wyszedł z domu, omijając po drodze ludzi odbijających się
od ścian w tańcu.
Patrzyłam, jak wychodzi, a kiedy
zniknął za drzwiami, odwróciłam się w stronę Noah. Wciąż siedział na kanapie,
nie odzywając się do nikogo wokoło. Wepchnęłam się między niego, a jakiegoś
śpiącego chłopaka o przemoczonej alkoholem koszuli i posłałam mu przyjacielski
uśmiech.
- Hej, Jas – powiedział Noah pogodnie,
chociaż uśmiech nie dotarł do jego oczu. – Jak się bawisz?
Po sposobie w jaki mówił mogłam
się domyślić, że zdążył już dużo wypić. Siedział sztywno, z rękami na jego
kolanach i delikatnie pochylał się do przodu. Mogłam złapać jego spojrzenie
tylko na kilka sekund, zanim odwracał je i patrzył się w jakiś punkt na ścianie
po przeciwnej stronie pokoju.
- Całkiem w porządku – skłamałam.
– Wszystko u ciebie okay?
- Taa, tak – pokiwał ciężką
głową, marszcząc zabawnie nos i prychając nieszczerym śmiechem. – Chyba trochę
za dużo wypiłem…
- Naprawdę? – spróbowałam użyć
niezawodnego sarkazmu. – Nic po tobie nie widać.
- To dobrze. – Noah uśmiechnął
się do mnie, nie rozumiejąc żartu. – Jas, Jas, Jas…
- Tak?
Ta rozmowa zaczynała mi się
całkiem podobać. Nigdy nie widziałam Noah pijanego do tego stopnia, więc było
to coś dość ciekawego.
- Jas… - powiedział jeszcze raz i
pochylił się nade mną. Jego ręce nie znajdowały się już na jego kolanach.
Poczułam jedną dłoń dotykającą delikatnie mojego ramienia. Jego ciepły oddech
przesiąknięty alkoholem owiał moją twarz. – Jasmine.
Pocałował mnie niespodziewanie. W
sumie to nie powinno być to dla mnie niespodzianką, a jednak i tak odsunęłam
się z zaskoczeniem, nie wiedząc jak zareagować na jego ruch. Nagle dotarło do
mnie, że Noah wciąż patrzy się na mnie, jak gdyby czekał, aż podejmę
inicjatywę. Zobaczyłam jego świecące się, zielone oczy, dokładnie takie same
jak u Jamesa, i przypomniałam sobie dzień, w którym Sophie wyznała mi, że
rozmawiała z Noah o mnie i chłopak wyznał jej, że boi się, że źle zrozumiem
jego intencję i będę chciała angażować się w coś poważnego. Otrząsnęłam się z
myśli, przypominając sobie, że to nie pora na takie przemyślenia.
Pochyliłam się nad nim i
pocałowałam jego dolną wargę. Nie, żeby taki był plan. Po prostu poruszył się,
zanim dotarłam do jego ust. Były miękkie i smakowały jak alkohol, który
niedawno pił, a jednak było coś przyjemnego i elektryzującego w tym pocałunku.
Może pomagał w tym fakt, że od zawsze tak naprawdę czekałam na ten moment.
Jego wargi wpiły się mocniej w
moje i po sekundzie poczułam jego język wsuwający się do moich ust. Rozchyliłam
wargi, rozkoszując się chwilą. Dłoń Noah przesunęła się po mojej szyi,
zostawiając gęsią skórkę w miejscach, których dotknęła. Przeszedł mnie dreszcz i
bez zastanowienia również sięgnęłam ręką do długich włosów chłopaka.
- Jas – wyszeptał prosto w moje
usta. Jego głos w tamtej chwili był najbardziej seksownym dźwiękiem jaki w
życiu słyszałam.
__________________________
Od razu chciałabym was poinformować, że 20 lipca wyjeżdżam do Londynu na dwa tygodnie i w tym czasie nie będę mogła nic robić na blogu. Przed wyjazdem dodam jeszcze jeden rozdział (prawdopodobnie 18 lipca).
Udanych wakacji wszystkim! :)
Genialny rozdział! Super pomysł. Ciekawa jestem w jakich okolicznościach James wróci do życia Jas.
OdpowiedzUsuńAkcji z Noah się kompletnie nie spodziawałam sle podobało mi się. Lubie takie sceny, szczególnie kiedy są tak umiejętnie poprowadzone. Master piece!
Widzę, że szalejesz z tymi wyjazdami do Angli ;) Życzę miłego pobytu. Ja akurat dziś rano wyruszam do ojczyzny na ponad dwa tygodnie, ale coś mi chyba pogoda nie dopisze, cały czas burze i deszcze zapowiadają :/
Pozdrawiam i życzę dużo weny :)
Czekam na kolejny rozdział :)
Agnes
To mój ostatni zaplanowany wyjazd, potem już chyba będę musiała czekać, aż jakaś okazja na studiach się znajdzie może :P
UsuńNiby zapowiadają burze u nas, ale z tego co widzę za oknem to ciągle tylko słońce i słońce, także spokojnie ;)
Dziękuję za komentarz i życzę udanego pobytu w Polsce :3
Świetny rozdział ;) Do następnego :p
OdpowiedzUsuńUwielbiam to opowiadanie :D
OdpowiedzUsuńZajebisty jak zawsze zresztą. <3 A co z Jamsem.?! Szczerze to tak to mądrze wytłumaczyłaś że musiałam się chwilę zastanowić nad tym <3
OdpowiedzUsuń