piątek, 3 października 2014

Rozdział dziewiąty



- Jak niby mam się dostać do świata Stróży? Nie jestem jednym z was… - powiedziałam, patrząc się na Jamesa podejrzliwie.
- Dlatego tu jestem. – Widziałam irytację na jego twarzy i z całej siły starałam się ją ignorować. – Mam cię zaprowadzić do Rady Czterech. Muszą zadać ci kilka pytań.
- Mi? Po co? – Nic z tego nie rozumiałam, a James nie wyglądał na kogoś, kto z chęcią mógł mi to wytłumaczyć. Poddałam się. – Nie ważne. Jak się tam dostaniemy?
- Tak, jak dostają się tam wszyscy Stróże – pójdziemy. Jest tylko jeden warunek. Musisz trzymać się blisko mnie. – James popatrzył się na mnie z powagą. Nie wiedziałam, w czym problem. – Nie jesteś Stróżem, więc nie mam pojęcia gdzie wylądujesz, jeśli nagle stracimy kontakt fizyczny ze sobą podczas pobytu w innym świecie. Lepiej mnie nie puszczaj, rozumiesz? Nawet na sekundę.
- Okay. Jezu. Nie jestem upośledzona… - Przekręciłam oczami. James wyciągnął dłoń w moją stronę, a ja powoli złapałam ją. Od razu poczułam strumień energii przechodzący przez skórę do mojego krwioobiegu. Jednocześnie wszystkie barwy wokół nas przyciemniały, a świat okrył się w chłodnych kolorach. Mimowolnie się wzdrygnęłam, kiedy palce Jamesa splotły się z moimi. Czułam się niezręcznie, trzymając go za rękę.
- Teraz trzymaj tempo, nie będę przez ciebie zwalniał – mruknął pod nosem i ruszył przed siebie, ciągnąc mnie za sobą.
Lata chodzenia po schodach i omijania środków publicznego transportu szerokim łukiem w końcu się opłaciły, bo James narzucił wręcz mordercze tempo. Jednak chodzenie z nim i tak w niczym nie przypominało chodzenia w pojedynkę. Świat, w którym się poruszaliśmy wyglądał identycznie jak ten, w którym się wychowałam, ale teraz obrazy ruszały się znacznie szybciej. Wystarczyło mrugnąć, lub odwrócić na chwilę wzrok, a już znajdowaliśmy się w kompletnie innym miejscu. W jednej chwili chodziliśmy ulicami Londynu, w drugiej szliśmy piaszczystą plażą, oświetloną bladym, niebieskim światłem.
Nagle zorientowałam się, ze idziemy nieskończenie długą, niebieską pustynią. Z każdej strony otaczał nas ocean piasku i światła, które było zbyt jaskrawe, by pochodzić od słońca. Miałam ochotę zatrzymać się na chwilę i podziwiać ten obraz, ale James wydawał się niewzruszony. Szedł przed siebie bez słowa.
Pustynia zniknęła tak niespodziewanie, jak się pojawiła, a kiedy mrugnęłam w ułamku milisekundy przed nami pojawiły się ogromne, mosiężne wrota z postaciami pięknych aniołów wyrzeźbionymi po bokach. Przypomniałam sobie, co mówił mi James podczas imprezy w domu Olivera.
Jeśli Stróże tak bardzo nie lubią być porównywani do Aniołów Stróży, dlaczego stawiają ich wizerunki u bram swojego świata?
Nie miałam czasu, by zapytać o to Jamesa, bo już ciągnął mnie w stronę wrót. Wstrzymałam oddech, kiedy zobaczyłam, że chłopak wcale nie planuje ich otworzyć. Kierował się prosto na nie, jak gdyby były tylko złudzeniem. Zamknęłam oczy. W momencie, w którym wydawało mi się, że zderzymy się z metalową powierzchnią, poczułam jak przenikam przez delikatną powłokę, a kiedy otworzyłam oczy, znajdowałam się w najbardziej fascynującym miejscu, jakie w życiu widziałam.
Nie mogłam powstrzymać się od westchnienia z zachwytu i od razu tego pożałowałam, bo poczułam na sobie zaciekawione spojrzenie Jamesa. Mimowolnie oblałam się rumieńcem.
Staliśmy po środku wielkiej, szklanej kopuły, której ściany tworzyły miliony luster o różnych ramach i kształtach. Odwracałam głowę we wszystkie strony, by przyjrzeć się dobrze każdej z osobna, ale było to dosłownie niemożliwe. Pomieszczenie było jasne i przestronne, a do tego co chwila przenikały koło nas postacie o rozmazanych konturach. Nie kojarzyły mi się jednak z Cieniami, ponieważ miały przyjemne, pastelowe kolory.
- To Stróże w ich naturalnej formie – wytłumaczył mi James, widząc moje zaciekawienie. – Tak wyglądamy dla siebie nawzajem.
- Dlaczego teraz widzę je w taki sposób? – chciałam wiedzieć.
- Bo jesteś w naszym świecie. I trzymasz mnie za rękę… Widzisz wszystko tak, jak ja to widzę. – James mówił i rozglądał się po imponującej Sali jednocześnie, jak gdyby czegoś szukał.
- Ale ty wyglądasz tak, jak wcześniej…
- Już ci mówiłem, że możemy się dowiedzieć, jak wyglądamy dla jakiegoś człowieka, tylko, jeśli nawiążemy z nim kontakt fizyczny. Ja już wiem, jak dla ciebie wyglądam – Na dowód swoich słów James podniósł nasze splecione palce. Prawie zapomniałam, że wciąż trzymałam go za rękę. – Teraz trzymaj się mnie mocno, bo mogłoby cię stąd wyrzucić dosłownie wszędzie, gdybyś się mnie puściła.
Przełknęłam ciężko ślinę i zacieśniłam uścisk. Zastanawiałam się, czy jako Stróż James odczuwa ból w taki sam sposób jak ludzie, czy może jest na niego bardziej odporny. A może w ogóle go nie czuje? Było tyle rzeczy, o które chciałam go zapytać, a nie mogłam, bo wiedziałam, że tylko go to zirytuje.
- To są portale, o których ci mówiłem – wskazał brodą na lustra wokół nas. – Jesteśmy teraz w centrum świata Stróży. Stąd możesz się dostać dosłownie wszędzie…
- Mówiłeś, że, żeby się gdzieś dostać musicie po prostu iść przed siebie – przerwałam mu, zapominając się na chwilę. Wziął głęboki wdech, by zapanować nad nerwami. Bałam się go w takich momentach.
- Tak, ale prędzej czy później musiałabyś przejść przez to miejsce. Tutaj krzyżują się wszystkie drogi.
Kiwnęłam głową, dając mu znak, że rozumiem.
- Dokąd teraz?
- Rozejrzyj się. Portale, które mają srebrną, odbijającą powierzchnie są dla ciebie zamknięte i nie możesz przez nie przejść. Te, które są dostępne mają we framudze coś, jak gdyby cienką, przezroczystą błonę…
Popatrzyłam na lustra przed nami i w każdym zobaczyłam swoje odbicie. To pewnie były zamknięte portale. W końcu dostrzegłam jedno, odmienne lustro, około trzy metry nad ziemią, które bardziej przypominało mi przejście, ponieważ mogłam przez nie zobaczył wnętrze drugiego pomieszczenia. Wskazałam je Jamesowi wolną ręką. Miało złotą, ozdobną framugę i kojarzyło mi się z oknami z renesansowych rezydencji, gdzie każdy detal był dopracowany do perfekcji.
- Tam idziemy? – zapytałam się go, a zamiast odpowiedzi otrzymałam gwałtowne pociągnięcie za rękę w kierunku przejścia. Nie miałam pojęcia, jak James zamierzał się tam dostać. Chciał polecieć? Wspiąć się po ramach innych portali?
Problem zniknął, kiedy przejście magicznym sposobem samo zaczęło się do nas przybliżać, kiedy do niego podchodziliśmy. Jakiś stróż przeszedł dosłownie pod moim nosem i zahamowałam gwałtownie, żeby się z nim nie zderzyć, kiedy zorientowałam się, że nawet nie wyczuł mojej obecności. Tak, jakbym była dla niego niewidzialna.
- Stróże nie mogą cię zobaczyć, kiedy podróżujesz między światami – powiedział James i po raz pierwszy usłyszałam nutę rozbawienia w jego głosie. Wiedziałam, że śmiał się ze mnie, ale dźwięk i tak był interesujący. Pierwszy raz doświadczyłam z jego strony czegoś innego niż gniew, czy irytacja.
- Skąd mogłam to wiedzieć… - burknęłam pod nosem, widząc, jak Jamesa bawi moja nieporadność. Gdybym nie bała się, że coś wyrzuci mnie do innej czasoprzestrzeni, już dawno puściłabym jego rękę i uciekła jak najdalej od niego.
Przy nim czułam się stłamszona. Jego silna osobowość przyciskała mnie do ziemi i zostawiała proszek z resztek mojej godności.
Kiedy znaleźliśmy się w nowym pomieszczeniu, zaniemówiłam.
Sam pokój nie odznaczał się niczym specjalnym: był podłużny i wysoki, kompletnie nieumeblowany, a ściany zrobione były z dziwnego materiału, przypominającego bardziej puch, niż cegłę, czy drewno. Czym odbierało mi mowę, były trzy postacie na końcu pomieszczenia.
Od razu dostrzegłam ich rozmazane, nieproporcjonalne kontury, więc domyśliłam się, że muszą być Stróżami, ale oprócz ich niesamowitego wzrostu, posiadały również nietypową aurę, z którą nigdy wcześniej się nie spotkałam. Aurę respektu i majestatyczności, która była starsza od wszystkiego, znanego ludzkim zmysłom.
Poczułam, że wraz z energią, która przepływała do mojego ciała od strony Jamesa, dotarł do moich żył także szacunek i strach, który poczuł mężczyzna, gdy zobaczył trójkę Stróży. Zauważyłam, że kiedy utrzymywaliśmy kontakt fizyczny, znacznie łatwiej było mi odczytywać emocje Jamesa. Jak gdyby jego nastroje i myśli płynęły do mnie czystym strumieniem neuronów, który zazwyczaj był zablokowany, kiedy się nie dotykaliśmy.
Ale jeśli to miała być Rada Czterech, to czy nie brakowało im jednego członka?
- Jasmine – odezwał się najwyższy ze Stróży. Miał ponad trzy metry wzrostu i roztaczał wokół siebie jasno-niebieską poświatę. Pozostała dwójką zwróciła się w moją stronę. Chociaż nie mieli twarzy podobnych do ludzkich, w jakiś sposób wiedziałam, kiedy się na mnie patrzą.
- Witam – powiedziałam niezręcznie, przechodząc z nogi na nogę. Nie wiedziałam, jak powinno się witać z najwyższym organem władczym w świecie, o którym praktycznie nic nie wiedziałam.
- Czekaliśmy na ciebie. James pewnie wytłumaczył ci, dlaczego tak bardzo zależało nam na spotkaniu z tobą – powiedział jasnoniebieski Stróż, a ja zrobiłam zagubioną minę, błądząc wzrokiem od członka Rady do Jamesa. – Nie?
- Nie było na to czasu. Zaatakował ją Cień… - wytłumaczył się James. Czułam, jak Stróż posyła mu karcące spojrzenie, chociaż nie widziałam jego oczu. Wtedy zobaczyłam coś, czego nigdy w życiu nie spodziewałam się zobaczyć. James schylił głowę przed Stróżem i wyszeptał słowa przeprosin. Musiałam sobie przypomnieć, by nie gapić się na niego z otwartymi ze zdziwienia ustami.
- W takim razie spróbuję przedstawić ci sytuację tak szybko, jak tylko się da. – Stróż złożył ze sobą dwie półprzezroczyste dłonie. Ich ciała stworzone były z czegoś, co konsystencją z bliska przypominało mgłę, chociaż teksturę miało bardziej chropowatą i nieprzyjemną. – Zacznijmy od początku…
Świat Stróży jest o tysiące lat starszy od świata ludzi i dzięki temu posiadamy wiedzę na tematy niepojęte dla osobników twojego gatunku, Jasmine Healy. Zostaliśmy stworzeni w celu pomagania, a jako jedyne istoty, które potrafią podróżować między warstwami, zobowiązaliśmy się chronić każdą rasę, która będzie potrzebowała naszej opieki. Wiele ras sprzeciwiło się naszej pomocy, żądając niezależności, ale jest wciąż kilka światów, w których regularnie bywamy.
Problem polega na tym, że Stróży jest coraz mniej, a ostatnio dowiedzieliśmy się dlaczego. Bardzo trudno zabić Stróża. Jest to praktycznie niemożliwe, a osoba, która dopuści się takiego uczynku jest przeklęta do końca swojego życia i musi odpracować swoje winy.
Zobaczyłam, jak James nieznacznie drgnął, słysząc te słowa.
Kilka lat temu zjawił się Stróż, który… nie chciał służyć ludziom. Nie rozumiał istoty swojego powołania i odmówił pomocy temu gatunkowi. Odszedł od naszej społeczności. Miał on na imię Valcir i należał do Rady Czterech. 
Za swój główny cel powziął odciągnięcie jak największej liczby Stróży od ochrony ludzi i stworzenie nowej rasy, silnej i niezależnej. Udało nam się go pokonać, ale w tym roku zaczęły się dziać niepokojące rzeczy, które zmuszają nas do podejrzeń, jakoby Valcir wrócił i po raz kolejny spróbował dorwać się do władzy. Tym razem jednak sprzymierzył sobie także Cienie.
Istnieje również legenda, która mówi, że dziecko urodzone podczas pierwszej pełni księżyca  w ludzkim roku podrzędnym z krwi dwóch światów potrafi walczyć z ciemnością i ma siłę pokonania każdego, kto mu się przeciwstawi.
Jasmine. Przyglądaliśmy ci się od jakiegoś czasu i biorąc pod uwagę wydarzenia, które ostatnio działy się w twoim życiu, mamy podstawy, by podejrzewać cię o posiadanie takiej siły.

- To niedorzeczne – wyszeptałam pod nosem, kiedy najwyższy z Rady skończył mówił, patrząc się na nią wyczekująco. James również nie spuszczał z niej wzroku, badając każdą jej reakcje, na wszystko to, czego się przed chwilą dowiedziała.
- Mamy wiele mocy, ale mimo to, nie możemy sami sprawdzić twojego pochodzenia. Potrzebujemy informacji od ciebie.
- Nie rozumiem… Myślicie, że to ja jestem tym specjalnym dzieckiem? – Miałam ochotę cofnąć się od nich, przygniatana siłą ich spojrzeń, ale James trzymał mnie w miejscu.
- Kim byli twoi rodzice?
- Moi rodzice… Oni nie… - zawahałam się. Od zawsze sprawnie unikałam rozmów o swojej rodzinie, ale jak przemilczeć cokolwiek, kiedy bacznie obserwują cię cztery pary ponadnaturalnych oczu.
- Jasmine, to ważne. – Słysząc głos Jamesa, odwróciłam się do niego z żałosnym wyrazem twarzy, niemo błagając go o pomoc. Nie mogłam powiedzieć im o swoich rodzicach. Nikomu nigdy nie powiedziałam. Z wyjątkiem Sophie, ale Sophie była moją najlepszą przyjaciółką.
Przejechałam wzrokiem po rozmazanych twarzach Stróży, czując napięcie, które wisiało w powietrzu. Wiedziałam, że nie mam wyjścia, a jednak desperacko próbowałam wymyślić inne rozwiązanie.
- Kim byli twoi rodzice? – Jasnoniebieski Stróż powtórzył pytanie, tracąc cierpliwość. Wzięłam głęboki wdech.
- Nie wiem – wyszeptałam. Zapadła cisza.
- Jak to, nie wiesz? – Pierwszy odezwał się James.
- Zostałam adoptowana zaraz po urodzeniu przez młode małżeństwo prawników. Moja matka zostawiła mnie w szpitalu. Ojciec nigdy się nie zjawił.
Niezręczną ciszę zakłócał tylko mój niespokojny oddech. Jeszcze nigdy w życiu nie opowiadałam nikomu tej historii. Młode małżeństwo, które wychowywało mnie przez pierwszych sześć lat mojego życia przyjaźniło się z rodzicami Sophie, stąd znałyśmy się od dzieciństwa i nigdy nie musiałyśmy rozmawiać o tym, przez co przeszłam. Wyznanie tego obcym… stworzeniom, było wręcz nie do zniesienia.
- Bardzo nam przykro – powiedział jasnoniebieski Stróż. Przynajmniej miał poczucie przyzwoitości. – Przepraszam, że musimy zadawać ci tę niezręczne pytania, ale… Czy twoi przybrani rodzice nie mogą powiedzieć ci nic o twoje matce? Gdzie się teraz znajduje?
- Nie. Nie mogą. – Starałam się mówić opanowanym tonem, ale było znacznie trudniejsze niż przypuszczałam.
- Dlaczego? – dopytywał się Stróż.
- Bo nie żyją. Gdy miałam sześć lat ktoś wrzucił przez okno w salonie podpalone petardy i wywołał pożar. Moja mama wyniosła mnie na dwór, ale zginęła od obrażeń. Tata zemdlał w środku. A przynajmniej to mi powiedzieli: Że nie cierpiał, kiedy umierał.
Łzy wezbrały w moich oczach i musiałam zamrugać kilka razy, żeby je odpędzić. Nie mogłam pozwolić sobie na chwilę słabości przy Jamesie. To byłoby zbyt ośmieszające.
- Więc nie ma nikogo, kto mógłby opowiedzieć ci o twojej rodzinie?
Poczułam, jak James ściska moją dłoń odrobinę mocniej, jak gdyby próbował mnie pocieszyć i poczułam się jeszcze bardziej niezręcznie niż chwilę temu. James, któremu było mnie szkoda był jeszcze gorszy od Jamesa, który ciągle się na mnie za coś wkurzał. Wolałam już, żeby był zły.
Właśnie dlatego zawsze unikałam opowiadania o swoim dzieciństwie. Wiedziałam, że ludzie będą mi współczuć i zaczną traktować jak człowieka drugiej kategorii. Biedną dziewczynkę, której najpierw nie chciała rodzona matka, a potem opuściła ta przybrana. Moje życie naprawdę nie było tak smutne. Można powiedzieć, że dzięki temu, co mnie spotkało nauczyłam się niezależności i zyskałam kilkanaście małych braci i sióstr z domu dziecka, w którym byłam wychowana. Mogłam skończyć o wiele gorzej.
Często byłam zgorzkniała i zdystansowana, ale nigdy nie wpadłam w narkotyki, nie wylądowałam na ulicy, ani nie sprzedałam się za powiększony zestaw z McDonalda. Zachowałam swoją godność.
- Możliwe, że moje opiekunki z domu dziecka będą coś wiedzieć. Mogłabym do nich pojechać w tę sobotę i zapytać… - powiedziałam, nie do końca zdając sobie sprawę, że proponując coś takiego, będę musiała stawić czoła swoim demonom i wrócić do Sheffield. Odkopać informacje, których nigdy nie chciałam wiedzieć.
- Wspaniale. – Najwyższy Stróż zachowywał się, jak gdyby już zapomniał, co przed chwilą im wyznałam. – Pojedziesz do domu i dowiesz się o swoim pochodzeniu. Za wszelką cenę, musisz się tego dowiedzieć.
- Nadal nie rozumiem – powiedziałam, kręcąc głową. – Dlaczego uważacie, że to ja mogę wam pomóc? Napadł na mnie Cień i może czasami coś szepcze mi do ucha, jak na starym, słabym horrorze dla ułomnych, ale nie mam przecież żadnej mocy. Nic nie mogę zrobić. Mało nie zginęłam w tym składziku dzisiaj po południu.
- Jasmine. Umiesz znacznie więcej niż ci się wydaje. – Poczułam, że Stróż uśmiechnął się do mnie przyjaźnie. – Możemy to wyczuć w twojej aurze. Potrafisz łatwo rozpoznawać ludzkie emocje i nie masz problemu z trafnym ocenianiem ludzi. Praktycznie nigdy się nie mylisz, kiedy próbujesz kogoś poznać i zawsze wiesz, co dana osoba ma na myśli, ponieważ masz dobrze rozwinięty zmysł postrzegania rzeczy, które większość istot próbuję ukryć przed innymi. Co do tego, że jesteś kimś wyjątkowym, nie mamy wątpliwości. Próbujemy się tylko dowiedzieć, czy jesteś również kimś, kogo teraz potrzebujemy.
- A co jeśli jestem? – wyszeptałam słabym głosem, czując jak przerażenie odbija się w moich oczach. Widziałam to po wyrazie twarzy Jamesa i jego skonsternowanym spojrzeniu.
- Na razie nie możemy ci niczego zdradzić, nie mając pewności.
Kiwnęłam głową ze zrozumieniem.
- Nie możemy też ryzykować, by cię stracić, więc James pojedzie z tobą. Będzie cię chronił…
- Nie ma mowy – warknął James, dokładnie w tym samym momencie co ja. Popatrzyliśmy na siebie z oburzeniem. W normalnych okolicznościach uznałabym tę sytuację za nawet zabawną, ale teraz jedyne o czym myślałam to opuszczenie tego miejsca i powrót do swojego starego życia… bez Stróża.
- Czyżbyś miał lepsze rzeczy do robienia w najbliższej przyszłości? – Stróż zwrócił się do Jamesa, unosząc podbródek z pewnością siebie bliską arogancji.
- Dobrze wiesz, że nie. Ale…
- Myśleliśmy, że chcesz spłacić swój dług?
Słuchałam ich wymiany zdań w osłupieniu, przenosząc wzrok między dwiema postaciami. O czym oni mówili? Jaki dług? Co takiego zrobił James? Wyglądał na zdenerwowanego tym, że Rada wspomniała o tym w mojej obecności. Mogłam to wyczuć przez strumień energii, który nas łączył.
- Mogę go spłacić na tysiąc innych sposobów. Nie muszę niańczyć człowieka.
James wypowiedział słowo „człowiek” z takim obrzydzeniem, że mimowolnie poczułam się urażona. Odrazę miał wypisaną na twarzy. Przez myśl przeszło mi, że mogę tak wyraźnie odczytywać jego emocję tylko dlatego, że go dotykam. Wcześniej zawsze miał twarz jak z kamienia.
- Jamesie, twoją karą nie będzie opieka nad człowiekiem. – Byłam pewna, że gdyby Stróż posiadał twarz, uśmiechałby się teraz do Jamesa z groźnym błyskiem w oku. – To, co musisz zrobić to dopiero początek wszystkiego, co cię czeka. Nie tak łatwo odzyskać nasze zaufanie. Zapewne o tym wiesz?
James zacisnął wargi, posyłając Stróżowi nienawistne spojrzenie. Było jeszcze bardziej mordercze od tego, które zazwyczaj rezerwował dla mnie.
Był nietypowym przypadkiem. Nie byłam nawet pewna, czy wszystko dobrze zrozumiałam, ale z rozmowy Jamesa z Radą wywnioskowałam, że musiał zrobić coś bardzo złego, za co został ukarany. Do tego brzydził się ludźmi, chociaż jako Stróż istniał po to, żeby im pomagać. Kompletnie go nie rozumiałam.
Mężczyzna otworzył na chwilę usta, po czym zamknął je i zerknął na mnie z powątpiewaniem. Poczułam się jak intruz, który przysłuchuje się czyjejś prywatnej rozmowie.
- Czy na czas opieki nad nią odzyskam swoje… to co mi zabraliście? – Ostrożnie dobierał słowa, jak gdyby nie chciał, bym za wiele z nich wywnioskowała.
- Nie.
- Jak więc mam jej pomóc bez niezbędnych mocy?! – Jego głos podniósł się o oktawę w złości. Od kiedy go poznałam zawsze był zdenerwowany albo rozdrażniony, ale dopiero pierwszy raz widziałam, jak tracił nad sobą kontrolę.
- Zostawiliśmy ci podstawowe moce. Wystarczą. – Jasnoniebieski Stróż kiwnął głową, a pozostałe dwa zawtórowały mu bez słowa. Zaczęłam się zastanawiać dlaczego tylko on cokolwiek mówił. Czy Stróże normalnie nie miały zdolności do mówienia i posiadał je tylko najwyższy z Rady?
Nie wiedziałam, że James stracił jakieś moce. Nie wspominał nawet, że jest to w ogóle możliwe, kiedy tłumaczył mi, kim są Stróże.
- Czas już na was – odezwał się Stróż i spojrzał na mnie, przenikając spojrzeniem przez moją duszę. Ciekawe, czy naprawdę potrafił to robić, czy tylko mi się wydawało? – Wróćcie, kiedy tylko czegoś się dowiecie.
- Dobrze – powiedział James przez zęby i odwrócił się na pięcie, ciągnąc mnie za sobą. O mało co nie rozplotłam naszych palców, zaskoczona jego nagłym ruchem. Szedł tak szybko, że musiałam przy nim biec, żeby nadążyć.
- Kiedy wrócisz do domu sprawdź wszystkie ściany. Szukaj podejrzanych kształtów i ruchów – mówił, kiedy podróżowaliśmy między światami. Starałam się skupić na jego słowach, chociaż droga przed nami wydawała się znacznie bardziej fascynująca. Zastanawiałam się, jak to możliwe, że to wszystko istnieje i nie jest dostępne dla wzroku kogoś, kto mógłby to docenić. – I pamiętaj, żeby nie gasić światła, jeśli pojawi się Cień.
- Dlaczego?
- Bo w ciemnościach cienie schodzą ze ścian.




____________________________

Matura. Za dużo matury. :(

3 komentarze:

  1. Wspaniały rozdział jak zawsze :D a teraz do nauki :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow....a ja się zastanawiałam dlaczego nie ma tak długo nextu...uwielbiam to po prostu !!! < 3 POWODZENIA

    OdpowiedzUsuń
  3. Od jakiegoś czasu lubię dokładnie sprawdzać co napisałam w poprzednim komentarzu i teraz mam ochotę przywalić sobie w twarz, za ostatni komentarz.
    Nie, już nigdy nie pozwolę sobie by czytać z przerwami, a potem komentować takie cudowne opowiadania, tak żenującym sposobem >.<
    Oddaje Ci ogromne pokłony, za to co zrobiłaś z moją wyobraźnią, gdy czytałam jak dostają się do świata stróżów. Brawa, naprawdę podoba mi się ten moment, że aż musiałam przerwać czytanie by to napisać. I cała reszta opisu nawet samego wnętrza ma to coś, lubię bardzo i gratuluje.
    Mnie również rozbawiło, gdy się zatrzymała przed jednym ze stróżów, choć pewnie zrobiłabym dokładnie to samo. Usłyszenie śmiechu Jamesa, musiało być naprawdę nie lada wyzwaniem. Huh.
    Podoba mi się zdanie "Jego silna osobowość przyciskała mnie do ziemi i zostawiała proszek z resztek mojej godności." Nie wiem, czemu właściwie zwróciłam na nie większą uwagę. Chyba tak już z Tobą mam, że czasem piszesz tak świetne zdania, że aż mam ochotę sobie przywalić.
    Zaczęłam się zastanawiać na początku rozdziału, czy na czymś się wzorujesz?
    Świetne opisy Stróży i właściwie wszystkiego tak bardzo w prowadzają w cały ten tajemniczy świat, jakby czytało się naprawdę fajną książkę. Przynajmniej dla mnie, pewnie dlatego, że lubię czasem takie klimaty i trafiłaś w mój gust.
    I oczywiście ona musi być specjalna, nie zdziwiło mnie to ;), ale też nie przeszkadza, kompletnie. Dziwne, gdyby taka nie była - miłe zaskoczenie, ale też bo ja wiem...
    Czasami jest mi przykro, że Jasmes to tylko jej wyobrażenie... :< ( omg, dobrze pamiętam, prawda?) Jest dość ciekawą postacią (jak wszyscy tutaj) kompletnie specyficzny. Przez większość czasu wkurzony (prawie jak Jace z Darów Anioła) ale chyba ma też drugą stronę. Niestety wcale nie dziwie, się Jasmine, że wolałaby go złego niż współczującego. Pół biedy, że to nie trawa długo, gdy w końcu znów zachowuje się no przyznajmy szczerze jak dupek. Oboje wcale nie chcą spędzać czas wspólnie, wiec sądzę, że kroi się coś ciekawego. No i do tego wszystkiego doszedł jeszcze dług jaki musi spłacić, hmm jedna odpowiedz za nami, a tu już czai się kolejne pytanie. I to nie jedno!
    Cóż, dobre rady James'a zobaczymy czy są dobre, nasza Jasmine jest cóż jest sobą więc jestem ciekawa co zrobi :)
    Dziękuję Ci za ten wyjaśniający trochę rozdział. Przepraszam, za ten komentarz, bo nawet nie wiem do końca czy ma on ręce i nogi.
    Trzymam kciuki, za Ciebie i maturę bo wiem jak to jest - przeżyłam w zeszłym roku. Wiem, że dasz radę! :)
    Czekam na kolejny rozdział, pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń