środa, 25 czerwca 2014

Rozdział szósty



Byłam z siebie dumna, kiedy ani Sophie ani Jimowi nie udało się namówić mnie na założenie kolejnej krótkiej sukienki, w której czułam jak połowa moich pośladków jest idealnie wyeksponowana dla całego świata. Wyszłam w swoich obcisłych dżinsach i luźnej bluzce na szerokich ramiączkach i czułam się równie wyszykowana jak Sophie, która założyła krótką, czarną spódnicę i luźny podkoszulek, przez który prześwitywał jej koronkowy stanik.
Oczywiście, że wyglądała sto razy lepiej ode mnie, ale byłam doskonale świadoma tego, że żadna próba wystrojenia mnie nie zmieni tego stanu. Sophie była po prostu typem osoby, która skupiała na sobie całą uwagę ludzi nie zdając sobie z tego nawet sprawy.
Jim jedynie wziął prysznic w naszej łazience i wyszedł w tym samym ubraniu, w którym się u nas pojawił, ponieważ nie wracał do domu, by się przebrać. Zastanawiało mnie to, czy jego siostra nie martwi się o niego, kiedy nie wraca na cały dzień do domu, ale stwierdziłam, że to nie moja sprawa, jak układają się ich relację rodzinne. Wydawało mi się, że są ze sobą zżyci z tego co opowiadał, ale może jednocześnie nie muszą mówić sobie dosłownie wszystkiego? Kto wie. Nie byłam żadnym specem w utrzymywaniu kontaktu z rodziną.
Impreza odbywała się w domu Olivera i jego trzech współlokatorów. Byłam już kilka razy na imprezach w tym miejscu i wiedziałam, że spędza się do niego ogromny tłum ludzi, z których nikt nie zna nikogo, ale nie przeszkadza im to w urządzeniu zbiorowej orgii od czasu do czasu. Miałam nadzieję, że nikt nie wpadnie dzisiaj na taki pomysł.
Dotarliśmy na miejsce w dziesięć minut taksówką, a kiedy wysiedliśmy z samochodu i stanęliśmy przed dużym, odrobinę zaniedbanym domem, z którego dobywała się głośna, elektroniczna muzyka, zawahałam się na chwilę, biorąc głęboki wdech. Miałam złe przeczucia.
- Noah! – Sophie krzyknęła, widząc przed domem bruneta o poważnym wyrazie twarzy i ciężkich powiekach. Był niesamowicie chudy i wysoki, ale to jego nietypowa fryzura przyciągała najwięcej spojrzeń. Długie, kręcone włosy miał wygolone z obu stron czaszki, a to, co zostało, opadało niedbale na prawo. Był to jeden ze współlokatorów Olivera i szczerze powiedziawszy, jedna z nielicznych osób, które naprawdę miło było mi tu zobaczyć.
Kiedyś Sophie próbowała mnie zeswatać z Noah, ale kiedy okazało się, że chłopak kompletnie nie jest zainteresowany, ja również przestałam zawracać sobie nim głowę i szczęśliwie zapomniałam o nim, zanim zdążyłam się w cokolwiek zaangażować emocjonalnie. Od tamtej pory byliśmy z Noah’m całkiem dobrymi przyjaciółmi. Sophie wciąż wypominała mi, że mam całe grono męskich przyjaciół, a wciąż nie mogę znaleźć sobie chłopaka, ale mi było wygodnie z takim stanem rzeczy jaki panował.
- Hej Sophie! – odkrzyknął Noah, a kiedy zobaczył mnie, uśmiechnął się szeroko na powitanie i kiwnął w stronę domu. – Zobaczymy się w środku, tak?
- Jasne! – Sophie odwzajemniła uśmiech, który był skierowany w moją stronę, prawdopodobnie nie zdając sobie nawet z tego sprawy i odwróciła się do nas, kiedy Noah zniknął wraz z grupką znajomych w drzwiach frontowych. – Widzicie, już spotkaliśmy kogoś fajnego, a impreza jeszcze się nie zaczęła.
- Okay, chodźmy już do środka poszukać jeszcze więcej fajny ludzi – powiedziałam, parodiując jej wesoły ton i machając ręką w kierunku domu z entuzjazmem. Jim uśmiechnął się do kogoś, kto przechodził obok, ale nie zdążyłam zauważyć kim była ta osoba.
Wewnątrz mieszkania było tłoczno, ale na szczęście nie duszno, bo ktoś wspaniałomyślnie włączył klimatyzację. Podejrzewałam, że za chwilę będzie albo zepsuta, albo wyłączona przez względy bezpieczeństwa, ale i tak byłam wdzięczna, że cały przedpokój nie paruje mi przed oczami.
- Idę poszukać Olivera – poinformowała nas Sophie i zniknęła wśród ludzi. Zacisnęłam wargi, nie wypowiadając ani słowa i zwróciłam się w stronę salonu, sprawdzając, czy są jakieś wolne miejsca na kanapie. Jim stąpał za mną, rozglądając się na boki.
- Możesz iść potańczyć z innymi, jeśli chcesz – powiedziałam, na wpół dając mu do zrozumienia, że nie potrzebuję jego towarzystwa przez całą imprezę, a na wpół chcąc, by on również dobrze się bawił. Ja planowałam przesiedzieć tę zabawę na kanapie, gdy tylko znajdę wolne miejsce. – Będę tutaj cały czas…
Kiwnął głową i obejrzał się, patrząc na grupę ludzi skaczących po korytarzu. Posłał mi niepewny uśmiech na pożegnanie i odszedł w ich kierunku. Już po chwili tańczył razem z nimi, nie przejmując się tym, że byli mu kompletnie obcy. Trochę mu zazdrościłam, bo ja bym tak nie potrafiła. Przynajmniej nie na trzeźwo…
Zauważyłam pusty fotel i stwierdziłam, że nada się jeszcze lepiej niż kanapa, ale kiedy ruszyłam w jego stronę, wysoki, szczupły chłopak o ciemnych, pokręconych włosach i bladej karnacji zajął moje upatrzone miejsce. Nawet mnie nie dostrzegł, ale w tej samej sekundzie, w której go zobaczyłam, wiedziałam kim jest. Był ostatnią osobą, którą spodziewałabym się tutaj zobaczyć.
Nie wiedziałam co robić – podejść i spróbować z nim porozmawiać, czy ukryć się na drugim końcu domu. Spróbowałam drugiej opcji i wyszłam do kuchni. Już po drodze ktoś wcisnął mi czerwony kubek na modłę amerykańską z przezroczystym, gazowanym płynem w środku. Była to dziewczyna, którą kojarzyłam z pracy, więc z uśmiechem przyjęłam napój i zniknęłam w kuchni.
Przy blacie kilka osób nalewało sobie wódki do kubków z jakimś ciemnym płynem w środku, który prawdopodobnie był Coca Colą. Stanęłam koło nich, a kiedy jeden z chłopaków podniósł butelkę patrząc się na mnie pytająco, pokręciłam głową i wymownie wskazałam na kubek w swojej dłoni. Upiłam łyka i przekonałam się, że był to szampan. Nie miałam pojęcia, kto normalny przyniósł szampana na studencką imprezę, ale byłam mu za to wdzięczna.
Po dwudziestu minutach mój kubek był pusty, a ja zmęczona ciągłym odmawianiem ludziom, który proponowali mi, żebym się z nimi napiła. Wróciłam do salonu mając nadzieję, ze Tajemniczy Chłopak zniknął, ale ku mojej irytacji, ten wciąż siedział w czerwonym, eleganckim fotelu, który nijak nie pasował do wystroju całego mieszkania. Podejrzewałam, że Oliver albo któryś z jego kumpli po prostu znaleźli go na śmietniku i przywlekli tutaj, żeby mieć na czym siedzieć.
- Nie radziłbym. – Usłyszałam męski głos koło siebie i obróciłam się szybko, zaskoczona. Noah stał obok i posyłał mi rozbawione spojrzenie.
- Czego byś mi nie radził? – Uśmiechnęłam się do niego mimowolnie. Mimo naszej przeszłości nie czułam żadnego skrępowania rozmawiając z nim. Od razu pomyślałam o Marku, z którym krępujące było nawet milczenie, chociaż łączyło nas jeszcze mniej niż mnie i Noah jakiś czas temu.
- Próbować z tym tutaj – szepnął, kiwając głową w stronę Tajemniczego Chłopaka.
- Wiesz kim on jest? – Zdziwienie było aż nadto wyraźne w moim głosie.
- Przechodzi tutaj czasami i wyrywa po dwie, trzy dziewczyny. Nie na raz! – zaśmiał się Noah. Wymusiłam uśmiech, chociaż za bardzo intrygowała mnie historia Chłopaka, by zwracać uwagę na żarty bruneta. – Zazwyczaj zabiera je do któregoś z pokoi na górze. Zdążył wyrobić sobie już reputację chociaż zaczął się tutaj pojawiać niecały miesiąc temu. Dziewczyny jednak wciąż do niego lgnął, jak gdyby był bóg wie czym…
- Zazdrosny? – zaśmiałam się, a kiedy Noah żartobliwie przewrócił oczami, posyłając mi krzywy uśmiech, odwróciłam spojrzenie na chłopaka. W przeciwieństwie do Noah doskonale rozumiałam, dlaczego dziewczyny tak „lgnął” do tego gościa. Był niesamowicie atrakcyjny.
- Wiesz, że nie jestem zainteresowany żadną dziewczyną, której jedynym priorytetem jest spędzić noc z gościem, który zapomni o niej godzinę później – mruknął Noah z czystą pogardą w głosie. Miałam ochotę zapytać się go, czy to właśnie dlatego nie był zainteresowany mną, ale postanowiłam nie rozdrapywać starych ran. Wolałam nie myśleć o tym, że wciąż boli mnie to, że nie wyszło mi z Noah.
- Co o nim wiesz? – zapytałam, nie mogąc powstrzymać swojej wrodzonej ciekawości. Na szczęście Noah nie wydawał się specjalnie zaskoczony.
- Ma na imię James i chyba skończył studia w tym roku, nie jestem pewien… Poza tym to niewiele można się od niego dowiedzieć, bo nie lubi gadać. Podobno jest też dobry w łóżku, ale sam osobiście tego nie sprawdzałem… - Noah posłał mi swój firmowy uśmiech, a ja zaśmiałam się z czystej uprzejmości modląc się, bym nie zabrzmiała jak szczekający bakłażan. Wspomnienie Tajemniczego Chłopaka w łóżku robiło ze mną dziwne rzeczy…
Chyba powinnam przestać nazywać go Tajemniczym Chłopakiem skoro już poznałam jego imię. James. W sumie to pasowało do niego.
Kątem oka widziałam, jak Jim rozmawia z grupką jakichś dziewczyn w rogu pokoju, a Sophie wciąż była poza zasięgiem mojego wzroku, więc nie miałam do kogo pójść, by zająć swoje myśli. Stwierdziłam, że przyda mi się odrobinę świeżego powietrza i wyszłam na zewnątrz oszklonymi drzwiami z tyłu domu.
Na podwórku było ciemno i chłodne, a kilku zagubionych imprezowiczów siedziało na brzegu tarasu i rozmawiało o czymś przyciszonymi głosami. Podejrzewałam, że tutaj przychodzili ludzie, gdy łapali doła podczas imprezy.
Usiadłam z daleka od grupki znajomych i popatrzyłam na swoje dłonie. Impreza praktycznie dopiero się zaczynała, a ja już nie miałam co robić.
Nagle z domu wypadło dwóch chłopaków szarpiących się za przepocone koszulę. Jeden z nich odrzucił kubek pełen alkoholu, a zimna ciecz poleciała prosto na moją bluzkę i spodnie. Zacisnęłam wargi, tłumiąc okrzyk wściekłości i szoku, czując jak na moich rękach pojawia się gęsia skórka od chłodnego wiatru i przemoczonych ubrań.
Miałam ochotę wrzasnąć na nich, ale żaden z nich nawet nie zauważył, że zostałam poszkodowana podczas ich starcia. Nadal obrzucali się pięściami, tocząc się po tarasie w kierunku niskich stopni prowadzących do ogrodu.
Wróciłam do domu w poszukiwaniu łazienki. Nigdy wcześniej nie korzystałam tutaj z toalety, wiec nawet nie miałam pojęcia, gdzie może się ona znajdować, ale stwierdziłam, że jakaś musi się znajdować bliżej sypialni na piętrze, więc tam najpierw się udałam. Pierwsze drzwi do jakich zapukałam były zamknięte na klucz, a ze środka dobiegały mnie jednoznaczne odgłosy dwóch osób korzystających z szerokiego łóżka stojącego pod ścianą. Podobnie było z drugimi drzwiami.
Trzecie były otwarte, ale za nimi znajdowała się podłużna sypialnia z sześcioma osobami siedzącymi na podłodze i palącymi trawkę z pustymi spojrzeniami utkwionymi przed sobą.
Za czwartym razem miałam szczęście, bo gdy tylko zapukałam, usłyszałam odgłos spuszczanej wody, ale osoba, która siedziała wewnątrz pomieszczenia wcale nie śpieszyła się by je opuścić. Zaczęłam pukać bardziej natarczywie po kilku bezczynnych minutach stania pod drzwiami do łazienki.
- Dobra, Boże… Już wychodzę – usłyszałam niski, męski głos i ktoś w końcu przekręcił zamek w drzwiach. Stanęłam twarzą w twarz z Jamesem.
- O, to ty – wyrwało się z moich ust, po tym, jak odskoczyłam od niego, jak gdyby mógł mnie poparzyć.
- A to ty – warknął pod nosem i obrzucił mnie nieprzyjaznym spojrzeniem. Szczerze, zdziwiłam się, że mnie pamięta.
Odsunął się od drzwi, żebym mogła wejść do środka, a kiedy zamknęłam je za sobą, zdobyłam się na zabranie oddechu po raz pierwszy od kilku minut. W postawie chłopaka było coś, co przytłaczało mnie znacznie bardziej niż byłam gotowa się do tego przyznać.
Po tym, jak przepłukałam koszulkę i spodnie wodą i odrobinę je wysuszyłam ręcznikiem, który znalazłam złożony elegancko w szafce obok wanny, stałam jeszcze kilka minut, wpatrując się w swoje odbicie w lustrze. Moje włosy wciąż falowały się, spadając po moich ramionach, a ciemno-brązowe oczy przyglądały mi się badawczo. Cienka kreska, którą zrobiłam sobie eye-linerem odrobinę rozmazała się przy brzegach, ale zignorowałam to.
Otworzyłam drzwi łazienki, tylko po to, by ponownie spotkać nieprzyjazne spojrzenie Jamesa, który stał tuż obok, obierając się plecami o ścianę, jak gdyby czekał cały ten czas aż znowu się pojawię. Stanęłam jak wryta.
- Musimy pogadać – powiedział chłodnym tonem, który paraliżował mnie jeszcze bardziej, po czym otworzył najbliższe drzwi obok łazienki i wskazał na nie podbródkiem. – Właź.
Nie odezwałam się ani słowem, wchodząc do wskazanego pomieszczenia. Przez chwilę przeszedł mnie cień strachu, gdy pomyślałam, że może James chce zamknąć się ze mną w tej sypialni, ale odrzuciłam tę myśl, przypominając sobie, że jesteśmy do domu pełnym ludzi.
- Mam już dość twoich gierek i udawania idiotki, więc po prostu powiedz mi kim jesteś i miejmy to z głowy – warknął, kiedy stanęłam na środku niewielkiego, kwadratowego pokoju z wąskim łóżkiem w rogu i wysoką lampą, jedynym źródłem światła w pomieszczeniu. James stał przy drzwiach z założonymi rękami.
- Nie udaję idiotki – powiedziałam urażona, chociaż mój głos nie był nawet w połowie tak silny, jak Jamesa. – Naprawdę nie mam pojęcia o czym mówisz i, szczerze, zaczynasz mnie przerażać…
James przyjrzał mi się badawczo, unosząc delikatnie podbródek. Jego kolorowe tatuaże były teraz jeszcze lepiej wyeksponowane, co odrobinę mnie rozpraszało.
- Więc nie wiesz, czym jesteś?
- Jestem człowiekiem! Chryste, o co ci chodzi?! – wrzasnęłam, żałując, że pozwoliłam mu zabarykadować drzwi swoim ciałem, bo miałam ochotę wybiec z tego pokoju, znaleźć Sophie i Jima i ulotnić się z tej imprezy tak szybko, jak tylko się dało.
- Nie jesteś człowiekiem, już ci to mówiłem – warknął James, robiąc krok w moją stronę. Cofnęłam się, zachowując między nami taką samą odległość. Chłopak przesunął dłonią po włosach, w jego spojrzeniu zobaczyłam przebłysk bezradności, ale równie dobrze mogłam to sobie zmyślić. – Pamiętasz coś z wczorajszej nocy?
- Oczywiście. – Kiwnęłam głową, nie odrywając od niego wzroku.
- Musimy porozmawiać, inaczej do niczego wspólnie nie dojdziemy. – Jego głos był odrobinę spokojniejszy niż jeszcze chwilę wcześniej, ale wciąż obawiałam się jego reakcji na każde moje słowo. Nie czułam się komfortowo będąc sam na sam w pokoju z nim. Szczególnie po tym, co powiedział mi Noah.
- Dlaczego tak ci zależy, żeby ze mną porozmawiać? – Postanowiłam zaryzykować i spytać się go, chociaż wiedziałam już, że nie będzie chciał mi odpowiedzieć.
- Bo… - zawahał się, odwracając spojrzenie. – Bo nie wszystko jest takie, jak ci się wydaję, okay? Muszę ci powiedzieć kilka rzeczy, ale najpierw musisz mi opowiedzieć wszystko, co się ostatnio działo. Każde dziwne zdarzenie. Każdy niewytłumaczalny moment…
Milczałam, myśląc nad jego słowami.
- Okay – westchnęłam w końcu. Nie wiedziałam, dlaczego w ogóle zaczynam z nim tę rozmowę, ale czułam, że jeśli nie przejdę przez to teraz, James będzie mnie męczył aż do skutku. – Co chcesz wiedzieć?
- Najpierw opowiedz mi, co widziałaś wczorajszej nocy – zażądał.
- Nie za wiele. To znaczy… Zobaczyłam, jak leżysz w jakiejś uliczce i podeszliśmy, by sprawdzić, czy wszystko z tobą w porządku, ale kiedy dotknęłam twojego ramienia ty… Obudziłeś się? – zawahałam się, patrząc na niego pytająco. Nie wiedziałam, co konkretnie działo się wtedy z Jamesem. Nic nie powiedział, tylko patrzył na mnie, czekając na resztę mojej opowieści. – Wtedy te… duchy… zjawy, nie wiem… Widziałam tylko cienie, ale podejrzewam, że to przez atak paniki. Po prostu nie mogłam zobaczyć żadnych konturów. Walczyliście, a potem… Potem było ciemno i zniknęłam Sophie.
- Jak to zniknęła? – James po raz pierwszy wydawał się zainteresowany tym, co powiedziałam.
- No, nie mogliśmy jej nigdzie znaleźć, ale potem wróciła nad ranem do domu. Powiedziała, że błąkała się kilka godzin po Londynie, aż w końcu trafiła do naszego mieszkania i poszła spać.
Oszczędziłam mu fragmenty, w których Sophie zachowywała się jak kompletnie obca mi osoba i wymiotowała wszędzie, ignorując mnie i Jima.
- Działo się jeszcze coś dziwnego? – zapytał.
- A walczące cienie nie są dla ciebie wystarczająco dziwne?
- Mówię poważnie. – Jego spojrzenie było jeszcze chłodniejsze od tonu jego głosu. Był przystojny, ale charakteru mu nie zazdrościłam.
Westchnęłam głośno i opowiedziałam mu o szeptach i uczuciu, jak gdyby ktoś mnie obserwował, potem przypomniałam sobie o przywidzeniach, które miałam w metrze i tego również przed nim nie ukryłam. Zwierzałam się z moich najdziwniejszych odchyłów i sama nie wiedziałam, dlaczego tak łatwo mi to przychodzi.
Gdy skończyłam James kiwnął głową i spojrzał w podłogę.
- To niedobrze – szepnął do siebie pod nosem.
- Tak uważasz? – rzuciłam z sarkazmem i od razu tego pożałowałam, bo gdyby jego spojrzenie miało moc zabijania, już bym nie żyła.
- Słuchaj – zaczął, ponownie robiąc krok w moją stronę. Automatycznie chciałam się cofnąć, ale natrafiłam za sobą na twardą ścianę. – To, że dzieją się teraz te wszystkie szalone rzeczy to nie przypadek. Nie jestem pewien, co ty możesz mieć z tym wspólnego, ale najwidoczniej wplątałaś się w coś, co może się dla ciebie bardzo źle skończyć.
- O czym ty mówisz? – zdołałam tylko wydukać.
- Lepiej usiądź, bo to będzie długa historia…

4 komentarze:

  1. Jeju :D to opowiadanie bardzo wciąga. Już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. /Wiks

    OdpowiedzUsuń
  2. Dawaj następny xD To jest chyba najlepszy z dotychczasowych rozdziałów :p I jestem ciekawa tej historii ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Więc ja już siedzę bardzo wygodnie ...
    I to jeden z tych rozdziałów, gdzie James w końcu jest spokojny i nie zachowuje się tak przerażająco idiotycznie!
    Wybacz mi, że nie skomentowałam poprzedniego rozdziału, ale niestety nie zdążyłam :o
    Czekam na kolejny! :)x

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział! Nie mogę się doczekać opowieści Jamesa! Uwielbiam twój styl, czyta się rewelacyjnie :)) Agnes

    OdpowiedzUsuń