sobota, 17 stycznia 2015

Rozdział jedenasty



Dwa dni minęły mi na pracy i bezmyślnym wpatrywaniu się w sufit mojego pokoju. Sophie bywała w domu wyłącznie na kilka minut dziennie, po czym znikała i prawdopodobnie nocowała u Olivera. Powiedziałam „prawdopodobnie” ponieważ nie odezwała się do mnie ani razu od nocy pamiętnej imprezy.
Noah również nie dał znaku życia, chociaż tym razem już się tego po nim spodziewałam. Musiałam nauczyć się żyć ze świadomością, że on nigdy nie poczuje do mnie tego, co ja najwidoczniej od dawna czułam do niego. Takie życie.
W piątek po pracy poszłam z Jimem na kawę i chociaż coś rozrywało mnie od środka by mu powiedzieć o moim wyjeździe do Sheffield w sobotę, to ostatecznie postanowiłam zachować to dla siebie. Jim i tak miał lepsze tematy do omówienia, ponieważ dzień wcześniej udało mu się załatwić sobie rozmowę o pracę w biurze niedaleko jego domu. Przegadaliśmy kilka godzin, po czym musiał wracać do domu, bo jego siostra źle się czuła i chciał się nią zaopiekować.
- To coś poważnego? – zapytałam, pamiętając, że ostatnio Jim również wspominał, że jego siostra jest trochę przeziębiona.
- Mam nadzieję, że nie.
Pożegnaliśmy się przy wejściu do metra i podczas gdy Jim wszedł schodami w dół, ja udałam się chodnikiem przed siebie. W połowie drogi znów usłyszałam szepty w swojej głowie i chociaż starałam się je ignorować, nabierały na sile, aż w końcu zagłuszyły kompletnie wszystko, co się działo wokół mnie.
Najgorsze było to, że nie mogłam rozszyfrować słów, które słyszałam. Nawet gdy mocno skupiałam się na ich zrozumieniu, do niczego to nie prowadziło. Zupełnie jak gdyby ktoś próbował coś mi powiedzieć, ale w kompletnie nieznanym mi języku.
Poczułam ból w skroniach, gdy szepty nie ustawały przez dłuższą chwilę. Rozejrzałam się, zastanawiając, czy ktoś mnie widzi, a gdy nie zobaczyłam nikogo na ulicy wokół mnie, przystanęłam i zacisnęłam powieki, przyciskając dłonie do głowy. Niech ten hałas się już skończy!
Łzy pociekły mi po policzkach. Nawet nie próbowałam nad nimi panować, kiedy opierałam się o ścianę pobliskiego budynku, starając się uciszyć coś, co było tylko w mojej głowie. Przerażał mnie fakt, że to mógł być objaw choroby. Nie byłam chora psychicznie! To niedorzeczne.
Dosłownie w momencie, kiedy myślałam, że moja głowa zaraz eksploduję, nagle wszystko ustało. Cisza zadźwięczała mi w uszach. Starłam wierzchem dłoni łzy z policzków i zobaczyłam, że ktoś mi się przygląda. Niewysoki mężczyzna w długim, kremowym płaszczu i staromodnym kapeluszu patrzył w moją stronę, a po jego minie widziałam, że zastanawia się, czy nie podejść do mnie i zaproponować pomoc.
Posłałam mu nieśmiały uśmiech, starając się przekazać mu tym, że wszystko ze mną w porządku. Ruszyłam przed siebie ignorując mężczyznę, który wciąż stał w miejscu i patrzył na mnie. Nie byłam pewna, ale wydawał się być… zaskoczony?
Wtedy zadzwonił mój telefon, a kiedy popatrzyłam na ekran moje serce przeżyło pięciosekundowy zawał. Przypomniałam sobie o tym, że powinnam oddychać i odebrałam, kontrolując głos, by nie brzmiał tak żałośnie jak moje myśli w tamtym momencie.
- Noah?
- Hej Jas. – Ton jego głosu był satysfakcjonująco zestresowany. Dobrze było wiedzieć, że Noah też nie czuję się obojętnie, rozmawiając ze mną. – Co tam u ciebie?
- U mnie dobrze, wszystko w porządku - powiedziałam, skręcając w moją ulicę. – A u ciebie?
- Też super. Właśnie planujemy zrobić z chłopakami imprezę w domu. Może wpadniesz? – w tle usłyszałam dźwięk przestawianych butelek i domyśliłam się, że ktoś właśnie przyniósł alkohol. – Sophie już tu jest, więc pomyślałem, że…
- Okay – powiedziałam bez namysłu. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że odpowiedziałam odrobinę za szybko, więc dodałam trochę bardziej zdystansowanym tonem. – To znaczy, mogę przyjść. I tak nie miałam planów na dzisiaj.
- Naprawdę? – podobała mi się nuta zadowolenia w jego głosie. Nawet jeśli mnie nie kochał, mógł mnie lubić jak przyjaciółkę. – Sophie mówiła, że pewnie będziesz chciała zostać w domu i oglądać telewizję, ale wolałem zadzwonić i się upewnić.
- Sophie tak powiedziała? – Starałam się ukryć irytację, chociaż było to trudne. – Na którą mam być?
- Oficjalnie zaczynamy o ósmej… - Zrozumiałam. Gdy imprezy w domu Olivera i Noah zaczynając się od ósmej, znaczy to, że nie warto pojawiać się przed dziesiątą.
- Okej, do zobaczenia. – Uśmiechałam się do siebie jak głupia, chociaż wiedziałam, że było to tylko jedno, nic nieznaczące zaproszenie.
W sekundzie, w której odłożyłam telefon od ucha uświadomiłam sobie coś okropnego. Za nic w świecie nie dojdę na piechotę do domu Noah. Za nic w świecie nie uzbieram też wystarczająco dużo pieniędzy na taksówkę w obie strony. Karta Oyster zaciążyła mi w kieszeni.
Wpadłam do domu, by przebrać się w coś, co odpowiadałoby stylem studenckiej domówce. Po dwudziestu minutach tępego wpatrywania się w swoją szafę zdecydowałam się na skórzane legginsy i luźną, białą koszulę z podwiniętymi rękawami. Prześwitywała trochę bardziej niż bym tego chciała, ale wyglądała zaskakująco dobrze, gdy założyłam ją na siebie.
Ostatecznie postanowiłam poprawić tylko odrobinę makijaż, który miałam w pracy i wyszłam, sprawdzając trzęsącymi się dłońmi czy na pewno zabrałam ze sobą kartę do metra.
Na dworze było już chłodno i ciemno, chociaż we wrześniu zazwyczaj słońce nie zachodziło jeszcze tak wcześnie. Owinęłam się szalem, który zabrałam ze sobą zamiast kurtki i ruszyłam w stronę najbliższej stacji metra.
Na dole było znacznie cieplej, chociaż wcale nie poczułam się przez to lepiej. Z paniką rozglądałam się wokoło, a kiedy upewniłam się, że mój pociąg przyjeżdża dokładnie za trzy minuty, stanęłam pod ścianą i skupiłam się na panowaniu nad oddechem. Mimo, że naprawdę się starałam, moje serce nie potrafiło się uspokoić.
Nagle jakaś kobieta stanęła tuż przede mną, co tak mnie wystraszyło, że przez przypadek wypuściłam z rąk torebkę. Ze środka wypadła mała tubka z błyszczykiem i potoczyła się w kierunku torów. Rzuciłam się, żeby ją złapać, ale zanim zdążyłam do niej dobiec, wpadła w dziurę w ziemi i utknęła na dole. Zrezygnowałam z prób ratowania jej.
- Przepraszam, nie chciałam cię wystraszyć – powiedziała kobieta głosem pełnym poczucia winy. Zrobiło mi się jej szkoda, więc uśmiechnęłam się do niej łagodnie i pokręciłam głową.
- Nic się nie stało.
Po jej minie zrozumiałam, że musiałam powiedzieć coś nie tak, bo kobieta spojrzała na mnie, jak na potwora z innej planety. Odwróciłam wzrok, zmieszana.
- Ty mnie słyszysz? – Kobieta wyglądała na przerażoną, a ja wpatrywałam się w nią kompletnie osłupiała.
- Dlaczego miałabym pani nie słyszeć? – wymamrotałam, chociaż z niewiadomych powodów to pytanie wydało mi się nieodpowiednie w tej sytuacji. Kobieta nic nie odpowiedziała, tylko dalej gapiła się na mnie w przerażeniu.
Wtedy nadjechał pociąg i bez myślenia wsiadłam do środka, zostawiając tę dziwaczną kobietę samą na stacji. Czułam na sobie jej spojrzenie, aż pociąg nie wjechał do tunelu metra, zakrywając widok za oknem.
Wciąż nie wiedziałam, co ze sobą zrobić, kiedy mijaliśmy kolejne stacje, ale przynajmniej to wydarzenie odciągało moje myśli od strachu przed jazdą metrem. Prawie wcale nie myślałam już o swoich atakach paniki, więc kiedy dotarłam na swój przystanek, bez problemu wysiadłam z pociągu i ruszyłam przejściem do schodów prowadzących na główną ulicę.
Latarnie uliczne przykrywały przedmieścia delikatną poświatą, a ja uśmiechałam się do siebie, myśląc, że może jeśli jeszcze kilka razy spróbuję pojechać sama metrem, w końcu przekonam się do tego środka transportu i przestanę się bać. Nawet jeśli nogi wciąż się pode mną uginały od adrenaliny, która płynęła w moich żyłach, kiedy panikowałam na stacji.
Bez problemów trafiłam do domu studenckiego, a kiedy zbliżyłam się wystarczająco, by zobaczyć światło zapalone w każdym oknie i ludzi bawiących się w środku, usłyszałam głośną muzykę dochodzącą z wewnątrz. Przyspieszyłam odrobinę.
- Jas! – Sophie rzuciła mi się na szyję, kiedy tylko przekroczyłam próg domu. – Jednak jesteś!
W ręku trzymała puszkę piwa, a kiedy mnie przytulała, wyczułam, że nie mogło to być jej pierwsza tego wieczoru. Do tego zareagowała niezwykle radośnie jak na kogoś, kto nie odzywał się do mnie od kilku dni.
- Przecież mówiłam, że przyjdę – powiedziałam chłodno, chociaż naprawdę starałam się być dla niej uprzejmiejsza.
- No wiem, ale Noah coś tam gadał i gadał i nie chciało mi się go słuchać, więc w końcu nie wiedziałam, czy będziesz czy nie, ale na wszelki wypadek schowałam ci butelkę szampana w lodówce, bo wiem, że nie lubisz piwa, a ja jestem dobrą przyjaciółką i dbam o twoje kubki smakowe. Prawda, Jas? Jestem dobrą przyjaciółką, prawda?
Z jej potoku słów rozumiałam ledwo co drugie słowo, więc pokiwałam głową, uśmiechając się tak szeroko, jak tylko potrafiłam, aż w końcu Sophie przestała mnie przytulać i złapała moją dłoń, prowadząc mnie do kuchni.
Gdy Sophie wcisnęła mi butelkę szampana w ręce szybko postanowiłam, że na tej imprezie nie zamierzam być jedynym trzeźwym gościem i bez problemu otworzyłam napój, nie kłopocząc się nawet, by poszukać kubka do picia. Kątem oka widziałam, jak Sophie wraca do salonu, gdzie na kanapie siedział Oliver i czekał na nią z uśmiechem od ucha do ucha. Starałam się nie myśleć o ostatnim razie, kiedy ja siedziałam na tej kanapie i odwróciłam wzrok.
Pociągnęłam duży łyk z butelki i przeszłam z kuchni do przedpokoju, gdzie kilku chłopaków próbowało namówić grupkę dziewczyn do tańca. Postanowiłam się nie mieszać w ich sprawy i ruszyłam schodami na górę w poszukiwaniu Noah.
Nie musiałam długo szukać, ponieważ chłopak siedział na ostatnim stopniu schodów z butelką czerwonego wina w jednej dłoni i niezapalonym papierosem w drugiej. Wykrzywił usta w delikatnym uśmiechu na mój widok, chociaż w jego oczach widziałam tylko obojętność.
Noah nie był jak ktokolwiek, kim kiedykolwiek się interesowałam. Był zdystansowany, a jednocześnie uprzejmy. Małomówny, ale nigdy nudny. Inny. To dobre określenie dla kogoś takiego jak on. Był po prostu inny i wiedziałam to od momentu, w którym go poznałam. Grał na gitarze i czasami śpiewał, a całą jego dusze, której nie mogłam dostrzec w jego oczach, słyszałam w muzyce i słowach piosenek.
Był dziwny. Zamknięty w sobie. Trudny.
Fascynował mnie.
- Hej Jas – przywitał się ze mną. Chociaż nie otrzymałam zaproszenia postanowiłam się do niego dosiąść i zajęłam miejsce obok niego na stopniu niżej. – Jak się bawisz Jas?
Po sposobie w jaki mówił poznałam, że on również nie powstrzymywał się dzisiaj od alkoholu. Starałam się to zignorować i skupić na tym, w jaki sposób jego oczy śledziły ruch moich ust, kiedy uśmiechnęłam się do niego i zaczęłam mówić.
- Dopiero co przyszłam.
- Szukałaś mnie? – Odwróciłam spojrzenie zakłopotana. Czy głupio będzie, jeśli się przyznam, że to właśnie robiłam. – Bo ja czekałem na ciebie.
Starałam się sobie wmówić, że Noah mówi to wszystko tylko dlatego, że jest pijany. Że wcale nie ma na myśli tego, co chciałabym żeby miał. Ale trudno było panować nad moją głową, kiedy jego spojrzenie przeniosło się z moich ust na moje oczy.
- Dlaczego na mnie czekałeś? – powiedziałam tak cicho, że byłam przekonana, że Noah nie mógł mnie usłyszeć, a jednak uśmiechnął się i przez chwilę wyglądał jak dziecko nakryte na gorącym uczynku, które wcale nie wstydzi się tego, co nabroiło.
- Bo cię lubię, Jas – zaśmiał się, a ja oblałam się rumieńcem, chociaż z całych sił starałam się nad sobą zapanować.
- Ja też cię lubię – szepnęłam. Zadziwiające jak takie same słowa, wypowiadane przez dwie różne osoby mogą mieć diametralnie różne znaczenia.
- Mogłabyś lubić bardziej. – Noah pochylił się nade mną tak, że teraz był zaledwie kilka centymetrów od mojej twarzy. Zastanawiałam się, czy znowu będzie chciał mnie pocałować i czy mu na to pozwolę. Odpowiedź była prosta: oczywiście, że tak. Ale wiedziałam, że będę tego później żałować.
- Bardziej się nie da – powiedziałam, czując jego ciepły oddech na swojej skórze.
- Nie da? – Odsunął się gwałtownie, a ja zaczęłam w myślach przeklinać siebie za swoją głupotę. Oczywiście jak zawsze musiałam wypalić z jakimś tekstem, który musiał go odstraszyć. Oczywiście jak zawsze musiałam coś spieprzyć. Noah obejrzał się za siebie w głąb korytarza z którego rozchodziło się do poszczególnych sypialni i przez chwilę wydawało mi się, że planuję uciec do którejś z nich. Byle dalej ode mnie.
Lecz zamiast uciekać Noah zaśmiał się do kogoś, kto siedział pod jednymi z zamkniętych drzwi i kiwnął do niego głową.
- Matt? Dlaczego tutaj siedzisz?! – Noah wydawał się być tak rozbawiony siedzącym kolegą, że chyba kompletnie zapomniał o naszej rozmowie. Odetchnęłam z ulgą. Może był tak pijany, że do rana zapomni o tym, że w ogóle rozmawialiśmy?
Matt odkrzyknął Noah najpopularniejszym przekleństwem znanym ludzkości po czym przewrócił się na swój prawy bok i ułożył pod drzwiami w pozycji embrionalnej.
- Pewnie znowu rzuciła go dziewczyna – powiedział Noah, znów zwracając się do mnie. Nie wiedziałam co mu na to odpowiedzieć, więc po prostu pokiwałam głową, odwracając spojrzenie. Przypomniałam sobie o butelce szampana w mojej dłoni i wypiłam kilka łyków. Butelka opróżniała się zadziwiająco szybko.
- A wracając do naszej rozmowy! – Noah wykrzyknął, ale w tym momencie Matt zaczął wymiotować na podłogę w korytarzu i skutecznie odciągnął jego myśli od tematu. – Nie pod moją sypialnią frajerze!
Podniósł się i podszedł do Matta, podpierając się kilka razy ściany, kiedy zakręciło mu się w głowie. Przyglądałam się w milczeniu, jak podnosi kolegę i wrzuca go przez drzwi po przeciwnej stronie do łazienki, po czym bierze jakąś starą szmatę spod umywalki i stopą zmywa przetrawione resztki kolacji kolegi.
- Siedź tu, aż nie wytrzeźwiejesz baranie! – krzyknął jeszcze na pożegnanie do Matta, zanim zatrzasnął drzwi łazienki i odwrócił się w stronę schodów.
Ale mnie już na schodach nie było. Najprostszym wytłumaczeniem jest po prostu, że stchórzyłam, bo naprawdę bałam się, co będzie chciał powiedzieć mi Noah po moim żałosnym wyznaniu. W głębi serca miałam nadzieję, że nie usłyszał moich słów i wciąż ma mnie za przyjaciółkę, a nie dziwaczkę, która plecie trzy po trzy po pijaku.
Wróciłam do salonu, gdzie Sophie, Oliver i kilku jego znajomych grali w butelkę na środku salonu. Z obawy, że zaraz któreś z nich wciągnie mnie do gry, wycofałam się go kuchni i usiadłam na blacie, kończąc butelkę szampana. Alkohol już przyjemnie szumiał mi w głowie, a pokój poważnie falował, kiedy wędrowałam po nim spojrzeniem. Kuchnia była prawie pusta, nie licząc dziewczyny, która oparła się o jeden z blatów głową i wydawała odgłosy podobne do chrapania. Zaczęłam się z niej śmiać.
Zastanawiałam się, co mam robić przez resztę wieczoru, kiedy usłyszałam jak ktoś wyłącza muzykę i w domu rozbrzmiały czyste dźwięki gitary. Przez chwilę siedziałam osłupiała, wsłuchując się w muzykę, a potem ktoś zaczął śpiewać.
Uwielbiałam kiedy Noah śpiewał. Słyszałam go w życiu może trzy razy, ale i tak wszędzie rozpoznałabym jego głos. Bez zastanowienia podążyłam w kierunku, z którego dochodziła muzyka.
W salonie wszyscy zgromadzili się wokół Olivera, Noah i Sama, jednego z ich współlokatorów. Oliver grał na gitarze akustycznej i musiałam przyznać, że wychodziło mu to świetnie, Sam wygrywał rytm na małym bębenku domowej roboty, a Noah siedział między nimi z zamkniętymi oczami i śpiewał swoim wyjątkowym, czystym głosem, jak gdyby uczył się tego całe życie.
I'll take you one day at a time,
say you will be mine,
oh but what u know, but what u know,
when the smoke is in your eyes,
you look so alive,
do u fancy sitting down?*
Przyglądałam się mu jak zaczarowana. Nie mogłam przestać, chociaż próbowałam. Noah otworzył oczy w trakcie śpiewania i rozejrzał się leniwie po pokoju, a ja złapałam go na tym, jak na chwilę zatrzymał na mnie spojrzenie. Gdy skończył po plecach przebiegały mi dreszcze.
W pokoju zapadła cisza, którą ostatecznie przerwał Oliver, śmiejąc się i przybijając piątkę Samowi. Widocznie wywołali reakcję, której się spodziewali.
Noah wstał od nich i wyglądał, jakby chciał wyjść z pokoju, ale Oliver złapał go za nadgarstek i pociągnął do siebie.
- Gdzie idziesz? Zagramy jeszcze kilka kawałków – powiedział, uśmiechając się szeroko. Katem oka zobaczyłam Sophie, która siedziała niedaleko Olivera i kiwała ochoczo głową.
- Nie jestem w nastroju… - mruknął Noah.
- No co ty, stary? Chociaż jedną piosenkę. – Sam spróbował pomóc Oliverowi i obaj zaciągnęli Noah z powrotem na dywan na środku salonu. Niechętnie im uległ.
And this is how it starts
You take your shoes off in the back of my van
My shirt, my shirt looks so good,
When it's just hanging off your back**
Kiedy Noah ponownie się na mnie popatrzył, niby przypadkiem, niby przelotnie, spuściłam wzrok i wycofałam się na tyły pokoju. Czułam, że coś jest nie tak. Czułam, że gdy słyszę jego głos mój mózg podpowiada mi, że powinnam uwierzyć w słowa, które śpiewa. Jak gdyby nie były tylko tekstem piosenki, a własnymi słowami Noah. Boże, powinnam coś ze sobą zrobić…
Wyszłam z pokoju na korytarz, ale tam wciąż było zbyt tłoczno. Kilku gości kręciło się pomiędzy kuchnią a schodami, niosąc w rękach talerze z czymś, co przypominało sałatkę warzywną dobrze ukrytą pod warstwą startego sera, a przy drzwiach do łazienki dwie dziewczyny plotkowały o Oliverze i Sophie, czego nie miałam ochoty słuchać. Wyszłam na dwór, chociaż na zewnątrz było już chłodno, a na ulicach nie widać było żywego ducha. Może to i lepiej biorąc pod uwagę moje ostatnie doświadczenia.
Zaśmiałam się gorzko pod nosem, licząc na to, że nikt mnie nie słyszy.
- Jas? – Czy moje życie nagle zamieniło się w nowelę Daniele Steel?! Jakie było prawdopodobieństwo, że Noah wyjdzie za mną na dwór? Jak dla mnie – zerowe.
- Cześć Noah, co tutaj robisz? – zapytałam, bo nic mądrzejszego nie przychodziło mi do głowy.
- Wyszedłem zapalić. – Znacząco poruszył dłonią w której trzymał papierosa, po czym włożył go sobie między zęby i zaczął szukać zapalniczki po kieszeniach. – Nie masz ognia?
- Nie palę. – Pokręciłam głową. Chciałam odwrócić wzrok, ale nie mogłam ukryć, że pociąga mnie sposób, w jaki Noah trzyma papierosa w ustach. Bardzo niezdrowy, ale jak bardzo seksowny nałóg.
- Dobrze. Dobrze, że nie palisz – powiedział, posyłając mi rozbawione spojrzenie. – Twoje płuca muszą ci być za to wdzięczne…
Znalazł zapalniczkę i szybko zapalił papierosa zaciągając się dymem. Przyglądałam się mu w milczeniu. Zrobiło się niezręcznie i rozważałam powrót do środka.
- Słuchaj – Noah nagle odwrócił się w moją stronę i zawahał się. - Przepraszam, że jestem taki popieprzony, Jas.
Uśmiechnęłam się, próbując ukryć skrępowanie.
- Nie musisz mnie przepraszać, wcale nie jesteś…
- Właśnie, że jestem – przerwał mi. – Gdybym był normalny, mógłbym z tobą jakoś normalnie rozmawiać. Powiedziałbym ci… no nie wiem… - poparzył się w przestrzeń za mną, szukając odpowiednich słów. – Powiedziałbym ci na przykład, że pięknie dzisiaj wyglądasz – wyciągnął dłoń i wskazał na mnie.
Miałam ochotę się zaśmiać, ale zamiast tego oblałam się rumieńcem.
- To prawda. Pięknie dziś wyglądasz. – Pokiwał głową, jak gdyby to miało mnie ostatecznie przekonać. Uśmiechnęłam się, patrząc na swoje buty.
- Dziękuję – wydukałam.
- Widzisz, nawet nie wierzysz w to, co mówię. Tak bardzo popieprzony jestem – rozłożył bezradnie ręce, trzymając papierosa pomiędzy palcem wskazującym a kciukiem. – Pewnie myślisz, że bredzę, bo jestem pijany…?
- Wcale nie. – Potrząsnęłam głową, śmiejąc się cicho. Podobało mi się to, jak się teraz zachowywał. Nie chciałam nawet myśleć o tym, czy był pijany czy nie. Ponownie się zaciągnął.
- Mówiłem ci już, że pięknie dziś wyglądasz?
- Ach, coś wspominałeś… - udałam, że zrzucam włosy z ramienia. Noah zaśmiał się, więc zawtórowałam mu. Znów włożył papierosa do ust, a ja ponownie gapiłam się na niego, jak mentalnie ograniczona psychofanka.
- Chcesz zapalić? – Musiał zauważyć, jak się mu przyglądam, bo przesunął papierosa do kącika ust i spojrzał na mnie pytająco. Pokręciłam głową, odmawiając mu.
- Jesteś pewna? – Był znacznie bliżej, niż wskazywał na to charakter naszej rozmowy. Mogłam się tylko domyślać, że wcale nie zależało mu na tym, żebym zapaliła.
Nie powiedziałam słowa. Przyglądałam mu się, gdy zaciągał się dymem i nagle, zupełnie niespodziewanie, pochylił się nade mną i rozchylając moje usta swoimi, wdmuchnął dym w moje płuca. Wciągnęłam głęboko powietrze, żeby się nie zakrztusić, po czym wypuściłam biały dym, czując w ustach posmak nikotyny.
Noah nie przestawał mnie całować. Nasze języki spotkały się i w jednej chwili zapomniałam o papierosie, o imprezie, czy o jakiejkolwiek innej rzeczy, która zaprzątała moje myśli jeszcze sekundy wcześniej. Przysunęłam się do niego bliżej by czuć, jak jego klatka piersiowa opada i unosi się podczas oddechu, a on przycisnął mnie do siebie jeszcze mocniej, obejmując mnie w talii.
Przez chwilę istnieliśmy tylko my.

* The 1975 Falling for you
** The 1975 Sex

7 komentarzy:

  1. Cieszę się, że dodałaś rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham The 1975! Boże stęskniłam się za tym.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mogę zaobserwować bloga. Dlaczego? :(

    OdpowiedzUsuń
  4. Więc tak, żałuje że tak dawno Cię tutaj nie było, ale rozumiem, że życie prywatne i szkołę stawiamy na pierwszym miejscu, również to robię. Cieszę się, że jednak nie porzuciłaś całkowicie swoich opowiadań, ponieważ bardzo je sobie cenie. A szczególnie to! Jest jednym, które na pewno, gdyby ktoś mnie zapytał czy warto, poleciłabym bez wahania.
    Noah mimo wszystko urzekł mnie w tym rozdziale, może nie powinien. Może moja wyobraźnia upiła się i wchłonęła dym nikotynowy, a może to chodziło o porę, w której czytałam wczoraj rozdział. Późno. Ale dał radę.
    Lekki i przyjemny rozdział, który pozwala zapomnieć na moment o wszystkich kryjących się tutaj tajemnicach, może nie do końca - przypominając sobie fragment, gdy słyszy coś w głowie, a pewien mężczyzna się jej przygląda - intrygujące. Jak wiele rzeczy tutaj, więc z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział! :)
    Pozdrawiam!

    > followyourheart-ff.blogspot.com
    > ihear-yourname.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy następny rozdział? :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie szkodzi! :* powodzenia, dla mnie to nie problem, że musisz zrobić dłuższy odstęp od pisania :)

    OdpowiedzUsuń